Kliknij tutaj --> 🎉 wszystko albo nic more pdf

“Wszystko albo nic” by Raca was written by Raca. Know something we don’t about “Wszystko albo nic” by Raca?Genius is the ultimate source of music knowledge, created by scholars like you Listen to Wszystko albo nic on Spotify. Dance Up · Song · 2013. Home; Search; Your Library. Create your first playlist It's easy, we'll help you. Create playlist. [Chorus] Asus4 A Dsus2 Al----bo chodź, przytul mnie Bm7 Albo odejdź i przebacz Gsus2 Dadd9 Asus4 A I niech stanie się to tu i teraz Dsus2 Bm7 Albo teraz i już, kiedy niebo cię zsyła Gsus2 Dadd9 Asus4 A Albo wszystko skończone i wybacz, wybacz. Stream songs including "Wszystko Albo Nic". Album · 2021 · 1 Song. Listen Now; Browse; Radio; Search; Open in Music. Wszystko Albo Nic - Single. Drek. HIP-HOP/RAP Listen to Wszystko Albo Nic (feat. VOTEC WIELKI FORMAT, Jongmen & Książę Kapota) - Single by Lacocamadre on Apple Music. Stream songs including “Wszystko Albo Nic (feat. Site De Rencontre Totalement Gratuit Quebec. Młodość. Miłość. Tajemnica Natalie ma bogatego ojca, przyjaciółkę Gen, która poszłaby za nią w ogień, i krąg znajomych, z którymi spędza czas na zabawie, plotkach i wygłupach. Na pozór: nastolatka jakich wiele. Co prawda niedawno rozstała się ze swoim chłopakiem Aaronem, ale na horyzoncie pojawił się właśnie tajemniczy brunet Blaise. Natalie jeszcze nie wie, czy Blaise bardziej ją irytuje, czy fascynuje... Bo intryguje na pewno. Wydaje się, że dziewczyna przeżyje wkrótce płomienny romans. Jednak życiowe ścieżki nie zawsze biegną prosto, a powierzchowne sądy nie w każdym przypadku okazują się trafne... Każdy z głównych bohaterów powieści More skrywa jakieś sekrety, czasem bolesne. Nie pozostaną one bez wpływu na dokonywane przez nich wybory. To nie bajka, to życie - więc o happy end nie będzie łatwo! Czy uczucie dwojga młodych ludzi zdoła rozkwitnąć w cieniu mrocznej przeszłości? Czy ma szanse przetrwać?Wszystko albo nic - audiobook od More możesz już bez przeszkód słuchać w formie audiobooka (mp3) lub bez przeszkód czytać w formie e-booka (pdf, epub, mobi) na swoim czytniku (np. kindle, pocketbook, onyx, kobo, inkbook). Pozostałe ogłoszenia Znaleziono 197 ogłoszeń Znaleziono 197 ogłoszeń Twoje ogłoszenie na górze listy? Wyróżnij! Dron DJI Mavic mini 1 fly more combo Fotografia » Drony profesjonalne 1 250 zł Katowice, Wełnowiec-Józefowiec dzisiaj 20:27 Dron, DJI Mini 2, Fly More Combo (FMC) Stan idealny Fotografia » Drony profesjonalne 2 200 zł Do negocjacji Biłgoraj dzisiaj 19:43 Dji mavic air fly more combo + dodatki Fotografia » Drony profesjonalne 2 800 zł Do negocjacji Warszawa, Praga-Południe dzisiaj 19:09 DJI FPV z FLY MORE COMBO + wszystko co daje producent Fotografia » Drony profesjonalne Zamienię Ruda Śląska dzisiaj 16:21 Dron DJI Mavic Air Fly More Combo + POLARPRO Zestaw filtrów Fotografia » Drony profesjonalne 1 500 zł Do negocjacji Inowrocław dzisiaj 16:10 Zestaw Fly More Kit do DJI Mini 3 Pro OD RĘKI kilka sztuk FAKTURA VAT Fotografia » Drony profesjonalne 1 089 zł Do negocjacji Radomsko dzisiaj 15:56 Mavic mini fly more combo Fotografia » Drony profesjonalne 1 500 zł Bystrzyca Kłodzka dzisiaj 15:49 Dji mavic air fly more combo-cena do dużej negocjacji Fotografia » Drony profesjonalne 2 800 zł Do negocjacji Płock dzisiaj 12:48 Dron DJI Mavic Air 2 Fly More Combo / FMC + super dodatki Fotografia » Drony profesjonalne 3 299 zł Do negocjacji Szczecin, Pomorzany dzisiaj 12:00 Dron DJI Mini 2 Fly More Combo (Mavic Mini 2 Fly More Combo) Fotografia » Drony profesjonalne 2 600 zł Rzeszów dzisiaj 11:53 Zestaw dron mavic mini fly more combo Fotografia » Drony profesjonalne 1 100 zł Mszczonów dzisiaj 10:00 Dron DJI Mini 2 Fly More Combo *stan idealny* Fotografia » Drony profesjonalne 2 500 zł Do negocjacji Wrocław, Śródmieście dzisiaj 09:52 DJI AIR2S +FlyMoreCombo Fotografia » Drony profesjonalne 4 800 zł Kraków, Nowa Huta dzisiaj 09:28 Zestaw akcesoriów do DJI MINI 3 PRO FLY MORE KIT Fotografia » Drony profesjonalne 1 099 zł Sędziszów dzisiaj 08:33 DJI Mavic Air 2 Fly More Combo Fotografia » Drony profesjonalne 3 990 zł Sopot, Centrum dzisiaj 02:44 Zestaw Fly More Kit do DJI Mini 3 Pro OD RĘKI kilka sztuk FAKTURA VAT Fotografia » Drony profesjonalne 1 089 zł Do negocjacji Radomsko dzisiaj 00:42 DJI Mavic Air 2 Fly More Combo Fotografia » Drony profesjonalne 3 200 zł Jedlina-Zdrój wczoraj 23:32 Dron DJI Mavic Air 2 Fly More Combo + Karta MicroSDXC 128 GB Fotografia » Drony profesjonalne 3 699 zł Wrocław, Psie Pole wczoraj 21:03 Dron DJI Mavic Pro Fly More Combo Fotografia » Drony profesjonalne 2 500 zł Kraków, Krowodrza wczoraj 20:11 Dron Dji Mavic Air 1 Fly More Combo GRATISY! Fotografia » Drony profesjonalne 1 799 zł Kraków, Stare Miasto wczoraj 19:47 Dji Air 2s DJI care fly more zestaw jak nowy Fotografia » Drony profesjonalne 5 350 zł Warszawa, Praga-Południe wczoraj 17:35 DJI Mavic Air Fly More Combo Mega zestaw. Fotografia » Drony profesjonalne 1 599 zł Do negocjacji Ostrów Wielkopolski wczoraj 17:22 DJI Mavic Air Fly More Combo (w pudełku + paragon) Fotografia » Drony profesjonalne 1 720 zł Katowice, Dąb wczoraj 16:57 Dron DJI Mavic Air fly more combo Fotografia » Drony profesjonalne 2 000 zł Kraśnik wczoraj 14:10 Dji mini 2 fly more combo gwarancją DJ care Fotografia » Drony profesjonalne 3 000 zł Do negocjacji Łódź, Górna wczoraj 13:23 Dron DJI Mavic 3 Fly More Combo - 48min 3 bataterie Kraków Fotografia » Drony profesjonalne 13 000 zł Kraków, Podgórze Duchackie wczoraj 13:19 DJI Mavic Air 2 Fly More Combo Fotografia » Drony profesjonalne 3 600 zł Piaseczno wczoraj 12:09 Dron DJI Mini 2 Fly More Combo 4K Fotografia » Drony profesjonalne 2 420 zł Do negocjacji Opoczno wczoraj 12:08 Dron DJI mini 2 Fly More Combo + Care Refresh + akcesoria (gwarancja) Fotografia » Drony profesjonalne 2 800 zł Do negocjacji Piła wczoraj 12:03 (Faktura VAT) Nowy dron DJI AIR 2S Fly More Combo, zaplombowany, gwar. Fotografia » Drony profesjonalne 6 900 zł Kraków, Bieńczyce wczoraj 12:00 DJI Mavic Mini Fly More Combo Komplet GWARANCJA GRATISY Fotografia » Drony profesjonalne 1 100 zł Kraków, Prądnik Czerwony wczoraj 09:50 Brak zdjęcia DJI Mini 2 fly more combo + filtry + dodatkowe etui + ubezpieczenie Fotografia » Drony profesjonalne 3 300 zł Grudziądz wczoraj 08:35 Sprzedam drona DJI Mavic Air cały zestaw Fly More Combo Fotografia » Drony profesjonalne 1 650 zł Do negocjacji Świdnica wczoraj 02:32 DJI AiR 2S Fly More Combo / Zamiana DJI FPV Fotografia » Drony profesjonalne 5 100 zł Zgorzelec 3 sie DJI Air 2S Fly More Combo Core do Fotografia » Drony profesjonalne 5 400 zł Do negocjacji Radzyń Podlaski 3 sie DJI Mavic Mini 2 Fly More Combo plus Dodatki Fotografia » Drony profesjonalne 2 750 zł Warszawa, Białołęka 3 sie Brak zdjęcia dji mavic mini 2 fly more combo pełny zestaw z amazonu, przetestowany Fotografia » Drony profesjonalne 2 890 zł Wrocław, Śródmieście 3 sie Dron DJI Mini 2 (Mavic) FMC Fly More Combo + Care Refresh Fotografia » Drony profesjonalne 2 650 zł Do negocjacji Piotrków Trybunalski 3 sie Mavic Air 1 Fly more combo Fotografia » Drony profesjonalne 1 650 zł Do negocjacji Nowa Sól 3 sie Anna Tuziak Wszystko albo nic © Copyright by Anna Tuziak Grafika: Nox Zdjęcia: © Blue Shadow ISBN: 978-83-934588-1-3 Wydanie I 2016 Konwersja Dla mojej kochanej córki Oli Prolog Salerno, Włochy Stała w jednej z wąskich uliczek Centro Upalna, letnia noc przynosiła zapachy i dźwięki tak typowe dla tego pełnego tajemnic miejsca. Przymknęła oczy rozkoszując się nimi. Ta chwila i to poczucie wolności oraz wrażenie, że wreszcie wszystko wróciło do normy, że teraz będzie już tylko dobrze i nie ma takiej rzeczy, która mogłaby cokolwiek zepsuć. Odnalazła miłość, odnalazła spokój, odzyskała chłopaka, który znaczył dla niej więcej niż wszystko. Jedynie to się teraz liczyło. Każde zło zostawić za sobą i żyć pełnią życia, uwalniając się od koszmaru, w jakim tkwiła do tej pory. W oczekiwaniu na chłopaka, przepełniona szczęściem, z przymkniętymi powiekami nasłuchiwała szumu morskich fal, które dzisiejszej nocy było wyjątkowo wzburzone. W pewnej chwili poczuła dłonie zakrywające jej usta, a za moment ktoś gwałtownym szarpnięciem wciągnął ją w jakąś bramę. Poczuła nieświeży oddech, zalatujący alkoholem i nikotyną. W pierwszej chwili zamarła zaskoczona, lecz już za moment ogarnęła ją irytacja. Dlaczego zawsze na jej drodze pojawiali się tacy idioci? Nieświadomi tego, kim tak naprawdę jest, pchali się prosto w paszczę bestii. – Widziałem cię w klubie laleczko. – Usłyszała obskurny głos napastnika i sapnęła ze złością. Poczuła jak facet zdejmuje dłoń z jej ust i zjeżdża nią niżej, sprawiając, że ogarnęło ją obrzydzenie. – Dobrze ci radzę, przestań! I odejdź, dopóki jeszcze masz szansę – wysyczała, ale on tylko się roześmiał, a to pobudziło w niej jeszcze większy gniew. Chciała stłumić w sobie złość, lecz nie było to proste. – Kochanie, zaraz się zabawimy, byłaś taka napalona, gdy tańczyłaś, ktoś musi ci ulżyć. Za moment poczujesz… – Nie chcę zrobić ci krzywdy, więc jeszcze raz ci radzę, odpierdol się ode mnie i odejdź póki możesz – powiedziała chłodnym, opanowanym głosem, odpychając go gwałtownie, a on spojrzał na nią z obleśnym uśmiechem. – Takie ostre lubię najbardziej, zobaczysz jak będziesz pode mną jęczała suczko. Za chwilę przekonasz się, co znaczy prawdziwy mężczyzna – wycharczał, a ona pomyślała, że gdyby nie fakt, iż musi z całej siły się hamować, to sytuacja i przeświadczenie nieznajomego o swych możliwościach byłoby nawet śmieszne. Nie chciała już tego robić, nie chciała być najemnikiem. Teraz po prostu chciała być szczęśliwa z chłopakiem, którego kochała. Chciała normalnego życia. Tu, w Salerno, w ich mieszkaniu, z dala od zabijania, od przemocy, która do tej pory był podstawowym składnikiem jej życia. – Przestań – wypowiedziała, czując jak próbuje zdjąć jej majtki. Czy mogła być pasywna, gdy tak naprawdę była jedną wielką raną, którą próbowała uleczyć, chcąc dostosować się do normalnego funkcjonowania? Na razie była zbyt słaba, aby w pełni nad sobą panować, dopiero niedawno wyciągnięto ją z życia pełnego zła. Zła, o którego istnieniu ten nieszczęśnik nawet nie miał pojęcia. – Jesteś taka słodka – wydyszał, jedną ręką grzebiąc sobie przy rozporku, a drugą ściskając boleśnie jej pierś. W tamtym momencie dziewczyna bez zawahania jednym ruchem, tak po prostu skręciła mu kark. Poczuła złość i irytację, a nawet żal, jednak nie był to żal, jaki poczułby zwyczajny człowiek po zabiciu kogoś. To był żal spowodowany brakiem kontroli nad swymi emocjami, ponieważ to, co zrobiła, było jedynie odruchem, nad którym nie potrafiła zapanować. Czynnością, jaką wielokrotnie wykonywała. Czymś, czego nie chciała już więcej robić, od czego chciała się uwolnić. Chłopak znalazł ją na schodach, zapłakaną i zrezygnowaną. Przyklęknął obok niej i przytulił do siebie. Był zaniepokojony stanem w jakim ją zastał. Zupełnie odmiennym od tego, w jakim była jeszcze kilkanaście minut temu. Co mogło się stać? – Już nigdy nie będzie normalnie – wyszeptała rozżalona, a on pocałował ją w czoło. Tego się obawiał. – Mogę cię okłamać, kochanie, ale myślę, że powinniśmy spojrzeć prawdzie w oczy – szepnął, ocierając łzy z jej policzka. – Maleńka, my już wiemy o istnieniu tego drugiego świata i masz rację, już nigdy nie będzie normalnie. Jednak mogę ci obiecać, że odnajdziemy się w tej nienormalności. Znajdziemy jakieś swoje miejsce. Lecz nie będziemy już nigdy tacy, jacy byliśmy. – Mogłam go tylko uderzyć, a ja go zabiłam. Po prostu nie chciałam tracić czasu, ani robić hałasu. To był odruch. Nieludzki odruch – powiedziała pełnym gniewu głosem, a on westchnął. – Komu, maleńka? – zapytał, a ona opowiedziała mu o niedawnym zajściu i skinęła głową w stronę bramy. Podążył wzrokiem w tamtym kierunku i ujrzał leżące nieopodal ciało. – Nienawidzę jej! Nienawidzę z całego serca. Czasem chciałabym ją zabić, nawet gdybym sama zginęła! – Przestań – przerwał jej i przygarnął do siebie, czuł jak cała drżała, starając się powstrzymać gniew, który z każdą chwilą narastał coraz bardziej. – Nigdy tak nie mów. Nigdy tak nawet nie myśl. Odsunął się nieznacznie i ujął głowę dziewczyny w swe dłonie. Spojrzał jej w oczy i widział jak próbuje się powstrzymać. Czerń źrenic zlała się całkowicie z tęczówką jej wyjątkowo pięknych oczu, pałających teraz bezgraniczną wściekłością. Z każdą chwilą czerni przybywało, aby już za moment całkowicie zakryć gałkę oczną. Wpatrywał się w jej oczy, groźne, pełne mroku i takie… piękne. Nic nie mógł poradzić na to, że to, czego ona nienawidziła, on kochał. Kochał w niej wszystko, każdy szczegół, każdy detal. Dla niego istniała tylko ona. Obejrzał się przez ramię, aby upewnić się, że nikogo tam nie ma. Nikt nie powinien widzieć jej w takim stanie. To co się z nią teraz działo, przeraziłoby każdego człowieka. – Ona zawsze będzie we mnie – wyszeptała łamiącym się głosem, a on uśmiechnął się smutno. – Nie jest wcale taka zła, kochanie – odparł cicho i łagodnie. – Nienawidzę jej. Gdybym tylko mogła wydrzeć ją z siebie, nawet gdyby miało mnie to zabić. Przeklinam dzień, w którym się we mnie przebudziła. – Kochanie, kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że ona nie jest zła? – Starał się ją uspokoić. – Ale… – Nigdy nie zrobiła niczego wbrew tobie. – Wszedł dziewczynie w słowo i położył swą dłoń na jej piersi. – Masz rację, ona w tobie już zawsze będzie, ale to wcale nie jest złe, maleńka. Musisz to po prostu zaakceptować. Ją w tobie… – Ona we mnie… – wyszeptała i przymknęła oczy. Gdy je otworzyła były już zwyczajne. Zmiany zniknęły. Rozdział 1 Wtajemniczeni Kilka lat wcześniej. Rzym, Włochy Podążając chłodnym korytarzem, Diego wsłuchiwał się w miarowy odgłos swych kroków, rozmyślając o tym, co będzie tematem dzisiejszego spotkania Rady. Jasno oświetlone, dość wąskie przejście ciągnęło się w nieskończoność, a może tylko on odnosił takie wrażenie. W jakiś sposób budziło to w nim przygnębienie, a jednocześnie w pewnym stopniu śmieszyło. Wydawało mu się to zbyt przerysowane. Ta cała otoczka grozy jaką tworzyli, była zupełnie niepotrzebna. Według niego powinni się spotykać w jakichś bardziej komfortowych i przyjemnych warunkach, ale nie miał przecież nic do gadania. W tej kwestii, to nie on podejmował decyzje. Był jedynie członkiem Rady. Gdy podszedł do wielkich, dębowych drzwi, pchnął je i wszedł do ogromnego pomieszczenia. Ściany pomalowane były na biało, a sufit znajdował się bardzo wysoko. Sprawiało to wrażenie, że jest jeszcze większe, niż w rzeczywistości było. Na środku pokoju stał podłużny, masywny stół, a przy nim jedynie czarne, hebanowe krzesła, obite skórą. Nic więcej. Od razu zorientował się, że obecni są już wszyscy. Ananiasz powstał i przywitał go z lekkim uśmiechem. Był dość wysokim mężczyzną. Szczupły o dość przeciętnej budowie ciała, który jak na swój podeszły wiek prezentował się nad wyraz dobrze. Szczery uśmiech nadawał jego twarzy łagodnego wyrazu. Miał siedemdziesiąt lat, lecz jego witalność sprawiała, że odnosiło się wrażenie, iż jest o wiele młodszy niż w rzeczywistości był. Życie doświadczało go wielokrotnie, jednakże wyciągał z tego same korzystne lekcje. Rada Wtajemniczonych składała się z dwudziestu jeden członków, w tym czterech kobiet. Najważniejszy z nich był właśnie Ananiasz, jako potomek Jegora, założyciela Rady, który setki lat temu pozbierał wszystkich podobnych im odszczepieńców i wskazał drogę, którą podążali do dzisiejszego dnia. Byli inni, wyjątkowi, a on pomógł im to zrozumieć. Uświadomił, iż mogą więcej niż przeciętni ludzie. Pokazał, że zdolności, które posiadają, nie czynią ich ułomnymi i nie są karą ani przekleństwem. Wytłumaczył, że obdarzono ich darem, który uczynił ich ponadprzeciętnymi, jedynymi w swoim rodzaju. Jegor był ich protoplastą, to on ustanowił Radę, ukierunkował każdego z nich. Setki lat temu. Spotkania Wtajemniczonych były sporadyczne i przeważnie obecnych było tylko kilku członków. Rada w komplecie zbierała się jedynie w wyjątkowych sytuacjach. Diego miał tylko niejasne przypuszczenia, co do tematu tego spotkania. Jednak nie pomylił się. – Goran znów zaatakował. – Usłyszeli Fabrizia. – Tym razem w Rosji. – Zabił kilkoro ludzi. Jednym z nich był nasz człowiek – dodał Pablo i spojrzał w stronę Ananiasza. – Tym razem nie możemy tego zignorować. Czy ktoś się już tym zajął? – zapytał Ananiasz, a mężczyzna siedzący po jego prawej stronie przytaknął. – Moi ludzie posprzątali po nim. Z lokalnymi władzami nie było oczywiście żadnych problemów – powiedział Giuseppe, spoglądając na niego znacząco. – Jak zawsze. Giuseppe był jednym z ludzi odpowiedzialnych za szczegóły. Po zebraniach Rady zazwyczaj to właśnie on organizował wszystkie techniczne sprawy. Niski, przysadzisty Włoch mieszkał na stałe w Stanach, gdyż stamtąd najłatwiej było mu wszystko kontrolować. W głównej mierze pomagał mu Pablo, który zajmował się ich sprawami w Europie. Tu też mieszkał wraz z rodziną. – Nie rozumiem jak to się mogło do tego stopnia wydostać spod kontroli – zdenerwował się Fabrizio, a później spojrzał oskarżycielskim wzrokiem w stronę Diego. – To twoja wina – wypowiedział z gniewem. – O czym ty mówisz? – zapytał Ananiasz, któremu nie spodobały się słowa mężczyzny. Wiedział jednak, że Fabrizio od zawsze czuł do Diego jakąś niezrozumiałą wrogość. Był młody, gniewny i przeciwny metodom Diego, którego doświadczyły lata praktyki. Jeżeli ich działania można było w ogóle nazwać praktyką. – To on go wszystkiego nauczył. Dzięki niemu jest teraz tak bardzo niebezpieczny – wysyczał ze złością. – Jest bardziej niebezpieczny niż przypuszczasz – powiedział Diego, który do tej pory milczał. Na jego obliczu było wiele spokoju. Mówił w skupieniu, bez zbędnego pośpiechu, ważąc każde słowo. – I stwierdzasz to tak spokojnie? – zapytała Eleonora. Diego doskonale wiedział, że dziewczyna we wszystkim poprze Fabrizia, którego skrycie darzyła uczuciem. Przystojny brunet zawrócił w głowie niepozornej dziewczynie i chyba jako jedyny nie miał pojęcia o tym, że już od dość dawna skrycie się w nim podkochiwała. Byli najmłodszymi członkami Rady i był to jeden z głównych powodów tego, że trzymali się razem. Z drugiej strony było jeszcze uczucie, jednakże Fabrizia przepełniały w głównej mierze niezdrowe ambicje, a widząc oddanie dziewczyny, czerpał z niego korzyści. – Jeżeli to miałoby sprawić ci przyjemność, powiem to z mniejszym spokojem, Eleonoro – stwierdził Diego, uśmiechając się nieznacznie. Pomimo wszystko, lubił dziewczynę, gdyż wiedział, że Fabrizio jedynie ją wykorzystuje, a ona zaślepiona była uczuciem do chłopaka, które mimo wszystko przed nim ukrywała. Być może Fabrizio spojrzałby na nią inaczej, gdyby była oszałamiającą pięknością. Jednak Eleonora była dość niska, przy czym sylwetkę miała krępą, a budowę ciała miała bezkształtną. Brak tali sprawiał, że jej figura wyglądała jak ociosana. Buzię miała sympatyczną. Duże brązowe oczy i zadarty nos, na którym widniały śladowe piegi. Długie czarne włosy, były jednym z niewielu atutów dwudziestopięcioletniej Włoszki. – Dość tego! – przerwał Ananiasz. – Fabrizio, myślę, że za daleko się posunąłeś, zrzucając winę na kogokolwiek z nas. – Ale Diego… – zaczął chłopak, lecz nie dane było mu skończyć. Ananiasz nie tolerował wzajemnych oskarżeń, szczególnie, gdy wysnuwał je niedoświadczony i narwany Fabrizio, który był od nich o wiele młodszy i do Rady dostał się dopiero niedawno. – Diego opiekował się Goranem z mojego polecenia. A to, że chłopak postanowił złamać zasady, nie jest niczyją winą. Nikt nie przypuszczał, że sprawy przybiorą taki obrót. Zamiast rzucać oskarżenia, pomyślmy lepiej jak pozbyć się problemu. – Nie ulega wątpliwości, że on musi zostać jak najszybciej wyeliminowany – powiedziała Noemi, która miała swe osobiste powody, aby pragnąć unicestwienia chłopaka. Jakiś czas temu uwiódł on jej wnuczkę, która uciekła wraz z nim i niestety przypłaciła to życiem. Okoliczności tej śmierci pozostały do tej pory tajemnicą. – Przekroczył pewne granice. Gdyby po prostu odszedł, nie byłoby problemu – ciągnął Luciano. – Jednak on nie kontroluje już swego zachowania, a to może być dla nas zgubne. – Nie ma innego wyjścia? – zapytał Ananiasz, chcąc poznać zdanie członków Rady oraz ich argumenty. Wyeliminowanie Wtajemniczonego bywało czasami dość kłopotliwe, w tym przypadku właśnie tak było. – Dobrze wiesz, że on nas za bardzo naraża. Doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, co stałoby się, gdyby nasza tajemnica ujrzała światło dzienne – powiedział ze złością Fabrizio. – Obawiam się, że jest coś jeszcze. – Usłyszeli melodyjny, kobiecy głos. – Słucham, Eleno. – Ananiasz uśmiechnął się do siedzącej naprzeciwko niego szczupłej, krótko obciętej, niebieskookiej blondynki. Od zawsze miał w stosunku do niej jakiś sentyment. Piękna kobieta sprawiała wrażenie jakby potrafiła oszukać czas. Miała w sobie zarówno dojrzałość jak i witalność. Gdyby nie miała dorosłej córki i syna, można by spokojnie dać jej góra trzydzieści lat. Miała ich o wiele więcej. Nikt jednak nie wiedział ile dokładnie. Pojawiła się w Radzie niespodziewanie i pozostali członkowie tak naprawdę niczego o niej nie wiedzieli. Podejrzewali, że łączyło ją z Ananiaszem coś więcej niż przyjaźń, aczkolwiek nikt nigdy nie poruszył tego tematu. Jeżeli coś było między tą dwójką, pozostawało to jedynie ich tajemnicą. – Myślę, że mogą zbuntować się również inni – powiedziała spokojnym głosem. – Sami wiecie, że wielu odsunęło się od nas. Próbują żyć normalnie, ale nie wiem czy możemy im na to pozwolić – dodała sugestywnie. – Poczynania Gorana mogą sprawić, że inni pójdą za jego przykładem. On przecież nie odszedł, on próbuje nas zniszczyć. Jego występki nie są unikami. To ataki na naszych ludzi. – To akurat jest śmieszne. Nigdy mu się nie uda nas zniszczyć, Eleno. – Usłyszeli Fabrizia. – Oczywiście, że mu się nie uda. Jednak notoryczne sprzątanie po nim brudów zaczyna być kłopotliwe. Ataki na naszych ludzi też przestały już śmieszyć – wtrącił wyprowadzony z równowagi Giuseppe, którego powoli zaczynały już drażnić wypowiedzi narwanego chłopaka. – A ty Diego, co o tym myślisz? – zapytał Ananiasz i spojrzał w stronę siedzącego naprzeciw niego mężczyznę. Zawsze bardzo liczył się z jego zdaniem. Byli najstarszymi członkami Rady. Od wielu lat kontrolowali wszystkie wydarzenia, jakie dotyczyły Wtajemniczonych. – Myślę, że Elena może mieć rację. Powinniśmy być przygotowani na to, że zbuntuje się ktoś jeszcze. Ci, którzy odsunęli się w cień, nie stwarzają w tym momencie problemu, ale niewykluczone, że Goran postara się ich zjednoczyć, a to mógłby być już duży problem. Nie możemy do tego dopuścić – powiedział po chwili milczenia. – Więc postanowione – zadecydował Ananiasz. – Goran musi zostać jak najszybciej wyeliminowany. – Zajmę się tym – powiedział pośpiesznie Fabrizio, który tylko czekał na taką decyzję. – Nie – zaprotestował Ananiasz, a następnie zwrócił się do Diego. – Chciałbym żebyś ty się tym zajął. Znasz go lepiej niż każdy z nas. Goran zaskoczył wszystkich. Nikt nie spodziewał się, że będzie aż tak silny, a jedynie ty byłeś z nim wystarczająco blisko. – Dobrze – przytaknął krótko Diego. – W takim razie postanowione. Dziękuję wam za przybycie – powiedział Ananiasz. Zanim wszyscy wyszli, poprosił Diego, aby jeszcze chwilę został. Z wyrazu jego twarzy, jak zawsze nie można było niczego wyczytać. Diego zastanawiał się, o co mogło mu chodzić. Bo przecież gdyby sprawa dotyczyła jedynie Gorana, to nie chciałby z nim rozmawiać na osobności. – Potrzebujesz mojej pomocy? – zapytał Ananiasz. – Poradzę sobie. Franco mi pomoże. – Jesteś pewien, że chcesz w to wciągać swojego syna? – zapytał, a Diego miał ochotę odpowiedzieć mu, że jego syn już od dawna jest w to wszystko wciągnięty. Jednak podejrzewał, że Ananiaszowi chodzi o coś jeszcze. – Nie martw się tym, Ananiaszu. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wyeliminować Gorana zanim narobi jeszcze większych szkód. – Dobrze. – Usłyszał. – Czy jest coś jeszcze, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać? – zapytał, widząc, że mężczyzna uważnie mu się przygląda, tak jakby miał do niego jakąś sprawę, ale nie wiedział, od czego zacząć. – Właściwie tak – powiedział Ananiasz. – Chciałbym wiedzieć, jak się miewa twoja wnuczka. – Doskonale – odpowiedział krótko Diego. Tego tematu nie chciał poruszać z żadnym Wtajemniczonym. – Czy nie zauważyłeś u niej niczego niepokojącego? – Usłyszał i westchnął. Widział już, że mężczyzna nie odpuści. – Nie, Ananiaszu. Moja wnuczka jest zwykłą dziewczyną i prowadzi normalne życie. Nie jest jedną z nas i nigdy nią nie zostanie. Jeżeli zaobserwuję u niej coś niepokojącego, powiadomię cię o tym. Możesz być tego pewien – powiedział stanowczo, a Ananiasz roześmiał się. – Będzie tak, jak mówisz – odparł, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Diego tak nieprzejednany mógł być jedynie w chwili, gdy sprawa dotyczyła jego rodziny. – Rain jest tylko małym ziarenkiem, a ja dopilnuję, żeby nigdy nie została Wtajemniczoną – powiedział zdecydowanie. – W takim razie będziemy w kontakcie – powiedział Ananiasz. – Informuj mnie, proszę, na bieżąco w sprawie Gorana. – Oczywiście – powiedział Diego i ruszył w stronę drzwi. Gdy tylko opuścił budynek, odetchnął głęboko świeżym powietrzem. Nie lubił tych spotkań, lecz niestety były konieczne. Wszedł na schody i uniósł głowę do góry, co sprawiło, iż zalały go promienie słoneczne, na co uśmiechnął się i westchnął. Tu, w Rzymie, słońce świeciło inaczej, a może był to jedynie sentyment z dawnych lat. – Małe ziarenko – szepnął i zaczął schodzić na dół, gdzie czekała już na niego limuzyna. W tamtym momencie nawet nie pomyślał o tym, że czasem małe ziarenko może spowodować lawinę, która będzie w stanie narobić przeogromnych zniszczeń. Gdy dotarł na lotnisko, samolot był już przygotowany. Nie było pośpiechu, ale chciał jak najszybciej dotrzeć do domu. Spotkanie nieco go zaniepokoiło. Oczywiście sprawa Gorana nie była głównym tego powodem. Chłopak był niebezpieczny, bardziej niż im wszystkim się wydawało. Jednak Diego zdawał sobie sprawę z tego, że jego wnuczka mogła dostarczyć mu jeszcze większych kłopotów. Doskonale wiedział, że dla wszystkich Wtajemniczonych była ona solą w oku. Napawała ich obawą, a Diego zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby komukolwiek z nich przyszło do głowy zbliżyć się do niej, to on nie zawahałby się przed niczym. Dla wnuczki był gotów posunąć się nawet do ostateczności. Również fakt, że Ananiasz zapytał go o nią, nie był zbyt optymistyczny. Ananiasz był dobrym przyjacielem i wielkim sprzymierzeńcem, gdy jednak sprawa dotyczyła wnuczki Diego, wszystko przybierało inny obrót. Nie zdawał sobie wtedy sprawy z tego, że jego wnuczka w tym momencie nie była dla nikogo zagrożeniem. I że to, co w niej tkwiło, jeszcze się nie przebudziło. W Neapolu przesiadł się do limuzyny. W domu był w niecałe trzydzieści minut. Już w holu dopadła go Nicoletta. Gdy tylko ujrzał wyraz jej twarzy, westchnął ciężko. Jeszcze tego mu brakowało. Nicoletta była jego daleką krewną i nie mając rodziny przeprowadziła się do niego wraz ze swym bratem. Prowadziła dom i zajmowała się wszystkimi sprawami dotyczącymi pracowników. – Co tym razem zrobił Luca? – zapytał zdając sobie sprawę, że kobieta znowu będzie użalała się na jego wnuka. – Skąd wiesz, że chodzi o Luca? – odparła zdziwionym głosem. – Ponieważ zawsze o niego chodzi – odpowiedział i skierował się w stronę gabinetu, licząc na to, że kobieta zrezygnuje z dalszej rozmowy. – Wjechał motorem do domu – oświadczyła wchodząc za nim do pokoju. – Czy coś jeszcze? – zapytał spokojnym głosem, wiedząc, że jego wnuk zazwyczaj przekraczał dozwolone granice i jego wybryki bywały o wiele bardziej zaawansowane. Czasem nawet za bardzo, co sprawiało, że wyciągnięcie chłopaka z opałów bywało bardzo trudne. – No… no i przyprowadził dziewczynę – powiedziała Nicoletta zgorszona. – To akurat mnie nie dziwi. Byłbym raczej zaskoczony gdyby tego nie zrobił – przyznał ze śmiechem Diego, zdając sobie sprawę, że Luca jest strasznym kobieciarzem. – One były dwie. Później zabrał je do pokoju i… – Nicoletto, czy chcesz mi opowiadać, co tam robili? Wolałbym abyś mi tego oszczędziła. – Chryste panie, nie chcę mówić, co oni tam robili – wykrzyknęła kobieta łapiąc się za głowę. – Jestem pewna, że… – Podsłuchiwałaś ich? – zapytał wchodząc jej w zdanie. – Na Boga, nie! – przerwała mu, może nawet zbyt szybko, co wzbudziło w nim pewne podejrzenia. – Nicoletto, Luca jest młodym chłopakiem i takie rzeczy to u niego normalna sprawa. Chyba nie wymagasz od niego, żeby przesiadywał w domu i czytał książki? – powiedział rozbawiony, a Nicoletta zmarszczyła czoło. – Jakąś mógłby od czasu do czasu przeczytać – mruknęła pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że Luca nie jest typem mola książkowego. – Jakąś konkretną? – Usłyszeli i obejrzeli się za siebie. W drzwiach, oparty niedbale o futrynę, stał młody, przystojny chłopak. Miał lekko wilgotne, kruczoczarne włosy. Długie do połowy szyi i lekko pofalowane. Śniada karnacja oraz wielkie błękitne oczy niesamowicie ze sobą kontrastowały i idealnie komponowały się z ciemną oprawą oczu, sprawiając, że nie sposób było rzucić mu jedynie przelotnego spojrzenia. Był wysoki i szczupły. Rozpięta koszula odkrywała idealną rzeźbę jego ciała. Luca był chłopakiem, za którym szalały wszystkie kobiety. Niezależnie od swego wieku. – Nicoletta zdała mi właśnie relacje z twoich dzisiejszych poczynań – powiedział pobłażliwie Diego, uśmiechając się pod nosem. – Może chciałbyś to jakoś skomentować? – Letty, chyba nie powiedziałaś dziadkowi, że wykradłem twoje majtki? To była tylko jedna para. Kupię ci w zamian takie bardziej zmysłowe. Lubisz czarne koronki? – zapytał z szelmowskim uśmiechem, przyglądając się jak twarz kobiety robi się coraz bardziej purpurowa. Miał świadomość tego, że całkiem konkretnych rozmiarów sylwetka Nicoletty zdecydowanie komicznie wyglądałaby w koronkowej bieliźnie. – Ty hultaju!! – wydarła się ciotka. – Na miłość boską, co ty sobie wyobrażasz nicponiu? – Spokojnie Letty, tylko żartowałem – powiedział, próbując ukryć rozbawienie, spowodowane gwałtowną rekcją ciotki. – Ja ci kiedyś pożartuję ty obwiesiu! – krzyknęła i skierowała się do wyjścia, po chwili słychać było już tylko jej kroki w holu i narzekanie. – Zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że twoja ciotka właśnie poszła przeliczyć bieliznę i mam nadzieję, że doliczy się każdej sztuki – powiedział Diego, starając się, aby jego głos zabrzmiał groźnie. – Jeżeli coś jej nawet zginęło, to zapewniam, że nie jestem za to odpowiedzialny – stwierdził, podnosząc przy tym do góry ręce. – Ale chyba wpadł jej w oko chłopak od basenu. Zauważyłem, że dość często nosi mu lemoniadę – powiedział, a właściwie krzyknął, chcąc, aby doszło to do uszu Nicoletty. – Kiedy ty wreszcie spoważniejesz Luca? – Diego pokręcił ze śmiechem głową. – A co dokładnie masz na myśli? – zapytał chłopak siadając w fotelu naprzeciwko biurka, przy którym siedział Diego. – Przez ciebie Nicoletta nabawi się nerwicy. Za każdym razem gdy wracam do domu i widzę jej rozbiegane spojrzenie, wiem, że za moment padnie twoje imię i usłyszę jakąś nową rewelację. – Czy powinienem… – Luca, ta rozmowa nie jest konieczna. Bardziej drażnią mnie jej skargi, niż twoje postępowanie. Mimo wszystko wolę słyszeć narzekania Nicoletty, niż odbierać telefony od jakiegoś przedstawiciela władzy – powiedział, znacząco spoglądając na chłopaka. – Czy chodzi o tę przepychankę w barze? – zapytał Luca. – Zdemolowaliście cały lokal. Ty to nazywasz przepychanką? Wylądowałeś na pogotowiu. Czy według ciebie było to skaleczenie? – Tylko kilka szwów. Sam wiesz, że bywało gorzej – odparł chłopak wzruszając ramionami. – Niestety wiem i nie jestem z tego zadowolony – powiedział wzdychając. – Ale tym razem nie chodzi mi o tamtą przepychankę, Luca – stwierdził. – O limuzynę? Przecież już ją naprawili. – W głosie chłopaka było zaskoczenie. – Była uszkodzona? – Diego wybałuszył oczy na wnuka. – Nic o tym nie wiem – powiedział chłopak przeciągając słowa, zorientowawszy się, że się wygadał. – Dzwonił mój przyjaciel. Podobno spotykasz się z żoną burmistrza. – Z córką – rzucił krótko chłopak. – I spotykasz się, to za dużo powiedziane. – Jaką córką? – zapytał lekko już zniecierpliwiony Diego. – Córką burmistrza. – Luca, do jasnej cholery. Burmistrz nie ma córki. Ma dwóch synów z pierwszego małżeństwa. I bardzo młodą małżonkę. W co ty się znowu pakujesz? Ten facet jest zapatrzony w tą kobietę jak w obrazek – powiedział wyprowadzony z równowagi. – Wyglądała na jego córkę. – Bo mogłaby nią być – oświadczył Diego. – Co nie zmienia faktu, że nią nie jest. – To jednorazowy nume… przygoda – dokończył po zastanowieniu, a Diego parsknął śmiechem. – Całkiem problematyczna ta twoja przygoda. – Czy miałeś przez to jakieś kłopoty? – zaniepokoił się chłopak. – Luca, musisz wiedzieć, że jeżeli o mnie chodzi, to burmistrz nie jest absolutnie żadnym problemem. Nie byłby nim nawet prezydent ani żaden polityk. Mam takie wpływy, że poradziłbym sobie nawet z papieżem – oświadczył nieskromnie. – Więc w czym problem? – zdziwił się. – W tym, że gdyby ten facet zastał cię w łóżku ze swoją małżonką, to mógłby zareagować zbyt nerwowo i w efekcie wysłałby cię na tamten świat, a z Bogiem już nie mógłbym pertraktować. – Raczej nie zastałby nas w łóżku, ponieważ nawet do niego nie dotarliśmy – stwierdził chłopak, a Diego westchnął. – Zaoszczędź mi proszę szczegółów – odparł i chcąc zmienić temat, dodał. – Jaki masz problem? – Słucham? – Zazwyczaj nie przychodzisz do mnie o tej porze, ubrany w mokre ciuchy. Jak mniemam masz do mnie jakiś interes. Zatem mów. – Właściwie tak – powiedział marszcząc czoło. – Chciałem zapytać czy będzie ci potrzebny odrzutowiec. Mam pewne plany i potrzebuję dostać się na inny kontynent – To dość nagląca potrzeba. – Mam nadzieję, że ta twoja nagląca potrzeba nie ma męża – mruknął pod nosem. – Wydaje mi się, że nie. – powiedział niepewnie Luca, a Diego pokręcił z dezaprobatą głową. – A wiesz chociaż jak ma na imię? – zapytał. – Sofia… Chyba – stwierdził z wahaniem Luca, a starzec westchnął zrezygnowany. Nie było sensu z nim dyskutować. – Sam nie wiem, Luca. Chyba powinienem lecieć do Stanów. Chciałbym porozmawiać z Ethanem. Chodzi o Rain – powiedział Diego, nad czymś się zastanawiając. Luca ożywił się słysząc imię kuzynki. – Ruda ma kłopoty? – zapytał zaciekawiony, a Diego odniósł wrażenie, że był aż za bardzo zaciekawiony. – Skąd ci to przyszło do głowy? – oświadczył z naganą. – Oczywiście, że nie ma. Rain, w przeciwieństwie do ciebie, nie sprawia żadnych problemów. – No tak. Święta Rain, niech Bóg jej błogosławi – powiedział z przekąsem. – To, co z tym odrzutowcem? Możesz przecież zadzwonić do Ethana. Zresztą, niedługo impreza, więc twoja obyczajna wnuczka sama złoży ci wizytę. – Masz rację, nie powinienem im zawracać głowy. Gdyby coś się działo, to Ethan sam by się ze mną skontaktował. A z tego, co wiem, to mają teraz jakieś trudności w firmie, więc nie ma potrzeby dodatkowo go stresować – stwierdził i popatrzył na wnuka pobłażliwie. – W takim razie samolot jest do twojej dyspozycji, pod warunkiem, że nie będziesz próbował sam go pilotować – oznajmił. – Dziękuję – powiedział chłopak i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się w połowie drogi i gwałtownie odwrócił w stronę biurka. – Dziadku, czy Rain ma jakieś kłopoty? – zapytał, a Diego usłyszał w tonie jego głosu troskę. – Nie martw się Luca. Rain nie ma problemów, a znając ją to raczej w żadne kłopoty się nie wpakuje – oświadczył, nie zdając sobie sprawy z tego, że już niedługo Rain przebije Luca w pakowaniu się w kłopoty. Przyglądał się chłopakowi, który wpatrywał się w niego tak, jakby chciał się czegoś dopatrzyć w jego twarzy. Zdziwiło go to, bo ani Rain, ani Luca nie darzyli się nigdy sympatią. Wiedział jednak, że Luca sprawia wiele problemów i stwarza wrażenie faceta, który z nikim i niczym się nie liczy, a wszystko poza sobą ma w nosie. Jednakże Diego zdawał sobie sprawę z tego, że Luca jest tak naprawdę niesamowicie wrażliwym chłopakiem i bardzo kocha swoją rodzinę. Szczególnie ojca, którego nie widywał zbyt często. – Kim jest Goran? – zapytał w pewnym momencie Luca, sprawiając, że Diego zamarł. – Czy on ma coś wspólnego z kłopotami Rudej? Mam na myśli Rain – poprawił się. – Co wiesz o Goranie i od kogo? – zapytał gwałtownie Diego. – Od ojca – odparł krótko Luca. – Powiedział ci? Co dokładnie ci mówił? – zaniepokoił się Diego. – Powiedział tobie, gdy rozmawialiście przez telefon. Przechodziłem i usłyszałem to imię, a odniosłem wrażenie, że ojciec był zdenerwowany. Nie zamierzałem podsłuchiwać, więc nie wiem nic poza tym, że jakiś Goran sprawia wam problemy – oświadczył, a Diego odetchnął z ulgą. – Goran nie ma nic wspólnego z Rain. To człowiek, który dla nas pracował. Ukradł pewne dokumenty i zniknął, teraz twój ojciec próbuje go odszukać – skłamał. – A Rain nie ma żadnych problemów. Po prostu chciałem sprawdzić, co u nich słychać. – Powiedziałeś, że chodzi o Rain. – Luca obstawał twardo przy swoim. Diego zdał sobie sprawę, że chłopak nie odpuści. – Nie odbiera telefonów od kilku dni. Dziś się do niej dodzwoniłem, ale zbywała mnie i pomyślałem, że… – Zarówno ty, jak i Ethan z Ryanem robicie z niej kalekę. Nic dziwnego, że później zachowuje się tak, jakby uciekła z zamkniętego zakładu. Dziadku, ona jest już dorosła, przestańcie wreszcie obchodzić się z nią jak ze zgniłym jajkiem – powiedział ze złością w głosie. – Robicie jej krzywdę. Diego spoglądał w stronę drzwi, za którymi zniknął jego wnuk i dotarło do niego to, że chłopak ma w pewnym sensie rację. Jednak, gdyby Luca znał prawdę o swej kuzynce, wtedy zrozumiałby, że inaczej nie można z nią postępować i dla jej własnego dobra powinno się ją obserwować. Jedyną pociechę stanowił fakt, że dziewczyna była bardzo spokojna i nigdy dotąd nie sprawiała problemów. Diego zorientował się w pewnym momencie, że nie jest sam w pokoju i wpatrują się w niego oczy stojącej przy drzwiach Nicoletty. – Nie mam czasu – powiedział wzdychając z rezygnacją. – Zajmę tylko minutę. – Usłyszał i spojrzał na nią zaskoczony. – Tylko minutę? To coś nowego – wymamrotał pod nosem. – Chciałam powiedzieć, że chłopakowi od basenu zaniosłam lemoniadę tylko dwa razy. Może trzy, ale nie więcej. Było gorąco i zrobiło mi się go szkoda, a Luca kłamie jak najęty. – Oczywiście, Nicoletto. Ani przez moment nie wierzyłem w jego słowa. Przecież doskonale go znam i wiem, jakim łajdakiem potrafi być – powiedział i ujrzał, jak na twarzy kobiety wykwita uśmiech. – Prawdę mówiąc, to myślałem nawet, żeby wysłać go na jakieś studia za granicą. – Co? – zapytała zaskoczona Nicoletta, a mina jej zrzedła. – Po co? A bo tu mu źle? – Jemu nie, ale ty masz przez niego same problemy – powiedział, wiedząc, że tak naprawdę Letty darzy chłopaka ogromną sympatią, a choć starała się to ukryć, to zarówno on, jak i Rain byli jej ulubieńcami. – Ale Diego… – Może wysłać go do szkoły wojskowej? Co o tym myślisz? Tam nauczyliby go dyscypliny. – Zdurniałeś? Przecież tam nie daliby mu jeść i ogoliliby chłopaka na łyso – powiedziała z przejęciem. – Ale mi chodzi jedynie o ciebie. Nie chcę, aby sprawiał ci problemy, Nicoletto – mówił. – Dam sobie z nim radę. Nie musisz nigdzie go wysyłać. A chłopak od basenu nie dostanie już ode mnie ani jednej szklanki lemoniady – oświadczyła i wyszła z gabinetu, a Diego parsknął śmiechem. Zdawał sobie sprawę, że teraz przynajmniej przez jakiś czas będzie miał spokój z uskarżaniem się na wnuka. Wiedział, że kobieta będzie się obawiała, iż spełni swą prośbę i oddeleguje Luca do szkoły wojskowej. A przecież na samą myśl, że głodziliby go tam, dostawała apopleksji, ponieważ jej życiową misją było dokarmić wszystkich wokoło. Diego podszedł do okna i wpatrywał się w ciszy w zachodzące słońce, które nabrało wyjątkowo intensywnej purpurowej barwy. Czuł lekki chaos na myśl o Rain. Od zawsze była tajemnicą. Taką, której każdy był ciekaw, jednak nikt nie odważył się nigdy poznać. – Wszystko będzie dobrze – szepnął sam do siebie, a jego oczy na chwilę zmieniły barwę, która na jeden krótki moment całkowicie pochłonęła swym złotawym kolorem czerń źrenic. Nagle jego twarz nabrała innego wyrazu. Oblicze starego człowieka ożywiło się sprawiając, że ktoś postronny na ten widok poczułby dreszcze. Nikt nie zwróciłby już uwagi na pooraną zmarszczkami skórę i siwe włosy mężczyzny. Teraz jego oblicze pulsowało żywotnością. Zamrugał powiekami, na powrót przywracając swym oczom normalny wygląd. W tym momencie rozległ się dźwięk telefonu. Gdy odebrał, usłyszał głos syna. – Wszystko w porządku, Franco? – zapytał zaniepokojony. – Nie, ojcze. – Co się stało? – Goran przez kilka tygodni był we Włoszech. W Salerno. Zostawiał ślady w różnych miejscach w całej Europie, jeździłem za nim jak kretyn, a on był pod twoim nosem. Nie mam pojęcia jak on to robi. – Jesteś pewien, że tu był? – Tak ojcze. Myślę, że on celowo chciał pokazać nam, że ma nad nami przewagę. – Być może, Franco. Ale Goran myli się całkowicie – powiedział po chwili zastanowienia Diego. – W czym ojcze? – On nigdy nie miał i nie będzie miał nad nami przewagi – powiedział i spojrzał przez okno gabinetu. Promienie zachodzącego słońca odbiły się w jego oczach, które na moment ponownie zmieniły swą barwę. – Co teraz zrobimy? – Masz jakieś informacje o miejscu jego pobytu? Nadal jest we Włoszech? – zapytał. – Z tego, co wiem nie ma go już w Europie. Dzwoniłem do swoich ludzi, między innymi do Riley. Przyleci do mnie najbliższym lotem. – Czy to ta dziewczyna, o której ostatnio rozmawialiśmy? – zapytał Diego. – Tak, ojcze. Jestem w tej chwili we Francji. Mam tu coś do załatwienia, ale jutro już wracam. – To dobrze. Musimy coś zrobić z Goranem. Zaczyna coraz bardziej działać mi na nerwy. Jak myślisz gdzie on teraz może być? – Według informacji, które zdobyli moi ludzie jest teraz w Stanach – powiedział zniżając głos. – W Stanach? Ale dlaczego? Przecież do tej pory nie opuszczał Europy – zaniepokoił się Diego. – Co on kombinuje? – Nie wiem, ojcze, ale mi również się to nie podoba – odparł. – Myślisz, że może to mieć jakiś związek z Rain? – zapytał starzec z obawą. – Mam nadzieję, że nie. Informacje jeszcze nie są pewne, być może nadal jest w Europie. Jeżeli tak, to zajmę się nim jak najszybciej. Gdy tylko przyleci Riley. – Nie – przerwał mu Diego. – To zbyt ryzykowne. Opowiadałeś mi o tej dziewczynie. Wydaje się być odpowiednią osobą. – Do czego odpowiednią? – Gdyby Goran był w Stanach, Rain mogłaby być w niebezpieczeństwie. Będziemy musieli jak najszybciej się go pozbyć. A ta dziewczyna przyda się bardziej w Stanach. – Nie rozumiem, ojcze. Goran przecież niczego nie wie. Nie wie nawet, kim jest Rain. Nie wiem czy on w ogóle wie, że ona istnieje. A już zupełnie nie rozumiem, co miałaby robić tam Riley? Przyda mi się bardziej tu, na miejscu – powiedział zdezorientowanym tonem. – Nie możemy mieć pewności, jakie informacje posiada Goran i nie powinniśmy ryzykować. Rain jest bezpieczna, ale wolałbym żeby ktoś był blisko niej gdyby stało się tam coś nieoczekiwanego. Z tego, co mówiłeś o tej dziewczynie, wydaje mi się, że będzie się idealnie nadawała – powiedział. – Ale do czego? – drążył Franco. – Wytłumaczę ci, jak się spotkamy. A teraz daj mi jej numer telefonu – powiedział stanowczo. USA, New Jersey Było już późne popołudnie, gdy weszła do domu. Od razu pobiegła na górę i zrzuciła brudne ubranie, a później weszła pod prysznic. Chłodna woda przyniosła ulgę jej zmęczonemu ciału. Kilkugodzinne grzebanie przy silniku starego volvo Ruby, wyczerpało ją. Planowała jeszcze sprawdzić cylindry w swoim motorze, ale była już zbyt zmęczona. Wielokrotnie proponowała Ruby, aby ta kupiła nowe auto, ale bezowocnie. Kobieta była tak przyzwyczajona do tego grata, że za każdym razem ucinała rozmowę jakimś żartem. Oczywiście, gdy silnik nie odpalał, czarna robota spadała na nią. Jednak nie mogła zaprzeczać temu, że tak naprawdę lubiła grzebać pod maską auta. Jednak prawdziwą jej pasją były motory, a gdy kupiła Ducati SR, mogłaby wręcz nie wychodzić z garażu. Nie było to może typowe zajęcie dla młodej dziewczyny, ale przecież ona nie była zwyczajną dziewczyną. Riley była najemnikiem Wtajemniczonych. Jednym z najlepszych. Miała zaledwie dziewiętnaście lat, jednak swymi umiejętnościami przewyższała wielu doświadczonych wyjadaczy, którzy parali się tą profesją już od wielu lat. Była niska i drobna, długie blond włosy nosiła przeważnie związane w kitkę. Była bardzo ładną dziewczyną. Spojrzenie ogromnych oczu o intensywnie brązowej barwie sprawiało, że wydawała się być nieśmiałą naiwną nastolatką. Nadawało jej to wręcz dziecinny wygląd. Było to jednak tylko złudzenie. Dziewczyna została wyszkolona do tego, aby walczyć i zabijać z zimną krwią, gdy dostanie takie zlecenie. Radziła sobie z tym bardzo dobrze. Tak naprawdę nie była złą osobą, miała całkiem spokojny charakter i budziła sympatię. Po prostu co jakiś czas dostawała białą kopertę, w której było zadanie do wykonania. Przeważnie były to jakieś manipulacje, podszywanie się pod kogoś, udawanie i kłamanie dla osiągnięcia celu. Nie zawsze można było się kogoś tak zwyczajnie pozbyć. Jednak, gdy istniała taka możliwość, to bez trudu szła tą prostszą drogą, nie marnując czasu na odstawianie teatru. Znała tylko takie życie. Nawet nie miała pojęcia jak i kiedy się to zaczęło. Gdy miała siedemnaście lat została ranna podczas jakiejś akcji, a gdy się ocknęła niczego nie pamiętała. Od tamtego momentu jedyne informacje o sobie, jakie posiadała, były informacjami pozyskanymi od Wtajemniczonych. Zdawała sobie sprawę z tego, że na pewno nie mówią jej całej prawdy. Często, w samotne noce, pełne rozważań i wątpliwości, rozmyślała o tym, jaka tak naprawdę jest jej historia. Czy faktycznie Franco zaopiekował się nią, gdy uciekła z sierocińca w wieku trzynastu lat? Wyszkolił ją i wtajemniczył, uczynił najemnikiem. Czy może gdzieś tam żyła jej rodzina? Być może miała kochających rodziców oraz rodzeństwo, które nadal o niej pamiętało i tęskniło za nią. Może jej nawet szukali. Takie myśli sprawiały, że ogarniała ją przedziwna tęsknota. Franco powiedział jej, że rodzice umarli, ale nigdy nie chciał powiedzieć jak się nazywali i skąd pochodzili. Tak jakby nie chciał, żeby dowiedziała się czegokolwiek o sobie. To zawsze ją nurtowało. Coś w głębi niej buntowało się z dnia na dzień, powodując, że pojawiało się coraz większe poczucie niesprawiedliwości. Coraz większa chęć poznania prawdy o sobie, swoim pochodzeniu i swej przeszłości. Na co dzień mieszkała w Stanach. W New Jersey, w Newark. Dzieliła mieszkanie z Ruby, kobietą, która udawała jej matkę i również była najemnikiem Wtajemniczonych. Początkowo Riley chodziła do szkoły i żyła życiem zwykłej nastolatki, aby stwarzać pozory normalności. Jednak w wieku osiemnastu lat coraz częściej dostawała zlecenia, a ponieważ towarzyszyły temu liczne wyjazdy, kontynuowanie nauki nie miało już sensu. Zresztą nie było to koniecznością, a dla niej nie było to ważne i lekcje traktowała jak jeden ze swych obowiązków, na równi ze zleceniami, jakie otrzymywała. Rankiem szła na zajęcia do szkoły, wracała do domu, a gdy czekała tam na nią koperta, jechała na podany adres, aby spotkać się z kimś, kto był niewygodny dla Wtajemniczonych. Ze wszystkim radziła sobie bardzo dobrze. Nigdy nie zadawała zbędnych pytań, a działając intuicyjnie, zawsze osiągała cel. Jednak niewiedza w pewnym momencie zaczęła doskwierać jej coraz mocniej. Doszło do tego, że kilka miesięcy temu postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o swym pochodzeniu oraz rodzinie. Była zacięta w tym, co robiła. Nie miała przyjaciół i oprócz Ruby nie była z nikim związana emocjonalnie. To nie dawało zbyt wielkich możliwości, aby rozpocząć poszukiwania. A zdawała sobie sprawę, że przecież od czegoś musi zacząć. Zlecenia wykonywała dostając konkrety w białej kopercie. Tym razem informacje musiała zdobyć sama, a to było dla niej nowością. Oprócz tego towarzyszyło temu duże ryzyko. Wtajemniczeni powiedzieli jej tylko tyle, ile chcieli i z jakichś powodów zależało im, aby nie poznała całej prawdy. Gdyby dowiedzieli się, że postanowiła poszukać na własną rękę informacji o sobie, wtedy nie byliby zadowoleni. Jej wiedza na temat Wtajemniczonych była całkiem spora, jednak zdawała sobie sprawę, że jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Opiekował się nią Franco, który był synem Diego, jednego z członków Rady. Kim byli pozostali członkowie? Co tak naprawdę działo się na tych spotkaniach? Tego nie wiedziała. Zdawała sobie jednak sprawę, że mieli oni swoich ludzi na całej kuli ziemskiej, a ich możliwości były ogromne. Ona sama była jedynie małym trybikiem w całej tej machinie. Wiedziała jedno, przeciwstawienie się im było niebezpieczne. Zdawała sobie sprawę, że gdyby odkryli jej niesubordynację, to jakiś inny najemnik dostałby w białej kopercie namiary na nią. Szukała nieporadnie, w obawie, że ktoś się czegoś domyśli. Z drugiej strony najzwyczajniej w świecie nie wiedziała jak to robić i od czego zacząć. Po jakimś czasie postanowiła więcej słuchać, rozmawiać tak, aby cokolwiek sprowokować. Ruby nie miała o niczym pojęcia, a Franco nigdy nie zaczynał tego tematu. Był raczej małomówny i oschły. Nigdy nie było między nimi jakiejś cieplejszej rozmowy. Był człowiekiem konkretnym i trzeźwo stąpającym po ziemi. Również tak ją wyszkolił, prosto, bezproblemowo, jasno oraz wyraźnie. Minimum emocji i maksimum skupienia. To wyostrzyło jej zmysły, pozwoliło podejmować rozsądne decyzje. To sprawiło, że stała się w młodym wieku bardzo dobrym najemnikiem. Cennym dla nich. Gdy Riley zamieszkała z Ruby, doszedł jeszcze czynnik emocjonalny, bardziej ludzki, co sprawiło, że stała się jeszcze lepsza. Miała doskonały instynkt, potrafiła zachować zimną krew w każdej sytuacji, a emocje, które przyswoiła w minimalnej ilości sprawiły, że stała się dziewczyną sympatyczną, konkretną i rzeczową. Jej delikatna uroda oraz pozorna kruchość stały się druzgocącym czynnikiem. Była zawsze niezawodna. Jednak wszystkie te zalety nie pomagały w sprawie, na której zależało jej osobiście. W pragnieniu poznania prawdy o swej przeszłości. Dowiedzeniu się czy jest gdzieś ktoś, komu na niej zależy. Ktoś, na kim zależałoby jej. Z czasem stawała się odważniejsza. Bo przecież nie miała nic do stracenia. Każde zlecenie narażało jej życie, ale czy miała dla kogo żyć? Tego właśnie próbowała się dowiedzieć. W rozmowach z Franco stała się coraz bardziej zdecydowana i często padało pytanie, jakiego on nie chciał usłyszeć. Nie był z tego zadowolony, ale ona była stanowcza. Do pewnego momentu. Do chwili, gdy pojawił się w jej życiu ktoś, kto sprawił, że poznanie przeszłości przestało być już takie ważne. Ktoś, kto spowodował, że na pierwszym planie stanęła przyszłość. Któregoś lata pojechała do Europy. Do Włoch. Miała tam spotkać się z Franco. Dostała dość dziwne zlecenie. Miała pozbyć się pewnego chłopaka. Ale było to o tyle niecodzienne, że nie miała go sprzątnąć. Miała sprawić, że zakocha się w niej i wyjedzie z nią do Stanów. Nie miała pojęcia, o co w tym chodziło, ale przecież nie stanowiło to dla niej problemu. Była dziewczyną, która miała duże powodzenie. Po przyjeździe dostała kopertę z danymi chłopaka. Wieczorem pojechała do Salerno i poszła do baru, w którym bywał co noc. Bez problemu go rozpoznała. Był przystojny i całkiem sympatyczny. Trochę może zarozumiały, ale z pewnością świadomy swych zalet. Kręcące się wokół niego dziewczyny wkrótce zorientowały się, że nie mają szans przy niej. Po jakimś czasie zauważyła, że wszystkie gdzieś nagle zniknęły. Było jej to na rękę. Jednak do czasu. W chwili, gdy zorientowała się dlaczego odpuściły, zamarła. Do baru wszedł chłopak, który sprawił, że w jednej chwili cały jej świat zawirował, a ona dosłownie zwariowała na jego punkcie. To było jak grom z jasnego nieba, coś nowego dla niej. Chłopak podszedł do nich, a ona nie mogła oderwać od niego oczu. Niesamowicie przystojny Włoch, który uśmiechał się najpiękniejszym uśmiechem, jaki do tej pory widziała. Czarne, przydługie kosmyki włosów wiły się wokół jego szyi, a intensywnie błękitne oczy wpatrywały się w nią z zainteresowaniem. I wtedy wszystko potoczyło się szybko. Facet, który był jej zleceniem przedstawił ją, jako swoją dziewczynę, co sprawiło, że chłopak spojrzał już na nią inaczej, bez tego błysku w oku. A ona nie mogła przecież niczemu zaprzeczyć. Już na drugi dzień okazało się, że to wszystko jest ze sobą powiązanie. Chłopak, który wzbudził w niej takie emocje, miał na imię Luca i był jego przyjacielem. Był również synem Franco, co kompletnie ją zaskoczyło. Nigdy nie bywała we Włoszech. Nie miała nawet pojęcia, że Franco ma syna. Teraz okazało się, że chciał pozbyć się chłopaka, ponieważ uznał tę znajomość za problematyczną, ponoć miał zły wpływ na jego syna. Nie mógł go zbić, ponieważ Luca mógłby się czegoś domyśleć. Dlatego postanowił, że Riley rozkocha go w sobie i sprawi, że wyjedzie z nią do Stanów. Na ciąg dalszy prawdopodobnie napisany był już scenariusz. Luca nie miał o niczym pojęcia. Nie wiedział, kim jest jego ojciec ani dziadek. Nie zdawał sobie nawet sprawy o istnieniu Wtajemniczonych. Ta sytuacja dobiła ją. Pragnęła za wszelką cenę zawrzeć znajomość z Luca, a musiała uwieść jego przyjaciela i wyjechać z nim na inny kontynent. W jej głowie wszystko szalało. Pojawiły się emocje, o których istnieniu nie miała do tej pory pojęcia. Kolejną przeszkodą był fakt, że Luca był synem Franco. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma szans na tę znajomość. Franco nie dopuściłby do tego, żeby jego nieświadomy niczego syn związał się z najemnikiem. Rozpaczała, płakała po raz pierwszy w swym życiu. Z bólem serca wróciła do Stanów z zakochanym w niej chłopakiem, z którym musiała później zamieszkać. Męczyła się przez pół roku, grając zakochaną dziewczynę, podczas gdy jej serce pękało z bólu. Po sześciu miesiącach kontakt z Luca urwał się, dzięki czemu Franco zdecydował, że mogą bezpiecznie pozbyć się chłopaka. Zrobiła to z wielką przyjemnością. Od tamtego spotkania minął prawie rok. Widziała Luca tylko raz. Zaledwie przez pięć minut. Jednak od tamtego momentu nie mogła o nim zapomnieć. Żyła od zlecenia do zlecenia. A jedyną jej rozrywką i przyjemnością był garaż oraz motor, który zastępował jej w jakiś sposób przyjaciela. Gdy siadała na nim i odpalała silnik, czuła się tak, jakby zaczerpnęła głęboko oddech. Jadąc ulicami odprężała się. Lubiła szybkość, lubiła to uczucie podniecenia, gdy prędkość narastała, a niebezpieczeństwo stawało się coraz większe. Kochała to, bo jedynie wtedy nie myślała o chłopaku. Nie miała pojęcia, co robić i jak żyć, ponieważ wszystko stało się nagle bezsensowne i nieważne. Zrezygnowała z poznania przeszłości, skupiła się na powierzanych zadaniach. Nie wiadomo jak długo by z tym żyła. Jednak w pewnym momencie Franco, który nie miał pojęcia o uczuciu Riley do jego syna, zdecydował, że powinna przenieść się na jakiś czas do Europy. Chciał mieć ją pod ręką. Miał problemy z jakimś Wtajemniczonym, chłopakiem, który zbuntował się i stanowił dla nich zagrożenie. Miała wraz z Franco zająć się sprawą Gorana. Niewiele o nim słyszała, ale było jej to obojętne. Zawsze było jej obojętne, kto i dlaczego. Dostawała polecenie i wypełniała je, nie znała innego życia. Teraz jednak pojawiła się emocja. A ona miała znaleźć się wreszcie przy chłopaku, w którym się zakochała. Gdy wyszła z pod prysznica ubrała się szybko i związała niedbale wilgotne włosy. Wyciągnęła z szafy torbę podróżną i zaczęła wrzucać do niej przypadkowe rzeczy. Nawet, gdy jechała gdzieś na dłużej, nie brała ze sobą dużego bagażu. Wystarczyła karta kredytowa z nieograniczonym limitem. Bycie najemnikiem sprawiało, że o żadne finanse nigdy nie musiała się martwić. Była podenerwowana. Lot do Włoch miała za trzy godziny. Już następnego dnia miała być na miejscu. Była szczęśliwa, że znowu go zobaczy. Gdy miała już wychodzić zadzwonił telefon. Odbierając nawet nie podejrzewała, kim będzie jej rozmówca. – Witaj Riley. Jestem Diego di Gennaro. – Usłyszała i zamarła. – Co się stało? – zapytała zdezorientowana. Nigdy wcześniej żaden z tak wysoko postawionych Wtajemniczonych nie kontaktował się z nią osobiście. – Mam dla ciebie specjalne zadanie – powiedział, a ona zmarszczyła czoło. – Dostanę dane tak jak zawsze? – zapytała. – Tym razem to coś innego. – Usłyszała i coś jej się nie spodobało w tonie jego głosu. – O co chodzi? – Sprawa dotyczy mojej wnuczki – powiedział, a ona zaczęła szukać w pamięci. Słyszała coś o tej dziewczynie. Sprawa od zawsze była dziwna. Na jakąkolwiek wzmiankę jej imienia każdy reagował tak, jakby chciał uciec od tego tematu. Dziewczyna nie była ani Wtajemniczoną, ani najemnikiem. I tak jak Luca, nie była nawet świadoma tego, kim jest jej dziadek. Riley wiedziała o niej jedynie tylko tyle, że mieszka w Stanach. – Mam ją zabić? – zapytała i usłyszała jak mężczyzna się roześmiał. – Oczywiście, że nie – oświadczył. – Od tej chwili jedyną sprawą, którą będziesz się zajmowała jest moja wnuczka. W zależności od tego, co będzie się działo, ty będziesz odpowiedzialna za… – Ale co mam z nią zrobić? – Zdenerwowała się, zdając sobie sprawę z tego, że jej wyjazd do Włoch jest już nieaktualny. Miała ochotę krzyczeć, przeklinać, powiedzieć mu żeby pocałował się w dupę, polecieć do Włoch i wyznać wszystko Luca. – Jeśli zajdzie taka potrzeba będziesz się nią opiekowała. – Jest chora? Jak mam się nią opiekować? Nie rozumiem. – Więc przestań mi wreszcie przerywać – zażądał, a ona zagryzła wargę. Rozmawiała z członkiem Rady, kimś, o kim do tej pory jedynie słyszała. – Proszę kontynuować – powiedziała chłodno, przyjmując swoją naturalną postawę. – Będę cię na bieżąco informował. Jeżeli w życiu mojej wnuczki zacznie coś się dziać, będziesz musiała interweniować, dlatego pozostaniesz w Stanach – powiedział, a ona przymknęła oczy. Jej obawy potwierdziły się. – Co dokładnie będę musiała zrobić? – zapytała głosem kompletnie pozbawionym emocji. – Pojawić się w jej życiu i zająć się nią. – Usłyszała i pomyślała, że w tym momencie miałaby ochotę skręcić kark tej dziewczynie. – Czy… – Być może nie będzie takiej konieczności – przerwał jej. – Jednak przez jakiś czas będziesz zajmowała się jedynie tym. – To wszystko? – zapytała chcąc jak najszybciej rozłączyć się i wyżyć na czymkolwiek, albo po prostu wsiąść w samolot i polecieć do Włoch. Bo niby, czemu miałaby tego nie zrobić? – Jest też sprawa Gorana – kontynuował. – Franco ma z nim pewne trudności. Na pewno orientujesz się w sytuacji. – Tak. – Będzie to jedyna sprawa, jaka ciebie w tej chwili dotyczy, oprócz opieki nad moją wnuczką – oznajmił, a ona zamrugała powiekami. Goran, Franco, Włochy… Luca. – Kiedy? – zapytała. – Musisz czekać na wiadomość od Franco. Gdy cię powiadomi, spotkasz się z nim, a on da ci dalsze instrukcje – powiedział, a ona pomyślała, że znowu nadszedł czas oczekiwania i nie miała nawet pojęcia jak długo to tym razem potrwa. – Zrozumiałam – potwierdziła. – Nie będziesz miała z Rain żadnych problemów. To bardzo spokojna dziewczyna. Całe dnie spędza w domu. Nigdzie nie wyjeżdża ani nawet nie wychodzi. Gdyby zaistniała taka konieczność to zawrzesz z nią znajomość, będziesz kręciła się gdzieś obok. – Mam się z nią zaprzyjaźnić? – zapytała chłodnym, bezbarwnym głosem. – To nie musi być na poważnie. Miałaś już podobne zlecenia, wiesz, na czym to polega. Ona musi mieć ochronę, o której nie będzie wiedziała. Ale prawdopodobnie nie będzie takiej konieczności. Na razie musisz trzymać się z daleka od niej. Wszystko będzie kontrolował Franco. Gdy do ciebie zadzwoni, sprawa będzie dotyczyła Gorana albo Rain. Zrobisz, co powie. Teraz polecisz do Nowego Yorku i będziesz czekała na wiadomość od Franco. – Rozumiem. Czekam na telefon Franco – oświadczyła, a Diego uśmiechnął się pod nosem. Była doskonałym najemnikiem. Takim, który nie interesuje się, po co i dlaczego, a jedyne pytania, jakie zadaje, dotyczą sedna sprawy. Minimalnie oraz konkretnie. – Moja wnuczka jest bardzo wrażliwą dziewczyną, zamkniętą w sobie. Myślę, że to nie potrwa długo. – Usłyszała i westchnęła. – Czy to wszystko? – Miała ochotę skończyć już tą rozmowę. Nie chciała dłużej słuchać jego opowieści o Rain. – Właściwie jest jeszcze coś. Moja wnuczka za dwa miesiące przyleci do mnie do Włoch. Jeżeli do tego czasu nic się nie wyjaśni to ty również musisz tu być – powiedział zanim się rozłączył. – Będę na pewno – szepnęła. W tamtej chwili jedyne, czego pragnęła, to zabić tą dziewczynę. Gdy wszystko zaczęło przybierać dobry obrót i mogła wreszcie pojechać do Włoch, aby być bliżej chłopaka, w którym się zakochała, nagle pojawia się jakaś Rain. Riley była rozgoryczona. Nie mogła dać po sobie poznać, jak bardzo jest wściekła podczas rozmowy z Diego. I chociaż w tym momencie było jej wszystko jedno i nie wahałaby się nawet sprzeciwić im, aby tylko dostać się do chłopaka, to przecież Luca był w jakimś stopniu jednym z nich. Nie miał pojęcia o tym, kim tak naprawdę jest jego dziadek i ojciec. Ale byli rodziną, nie mogła ryzykować aż tak bardzo. W końcu chodziło o chłopaka. Również cała ta cholerna Rain była jego kuzynką. W tym wypadku musiała zrobić to, co jej kazali. Przecież tak naprawdę była najemnikiem, całe jej życie, to oczekiwanie na kolejne zlecenia. Teraz też musiała czekać. W tym momencie jednak miała cel i powód, żeby to robić. Wybiegła z domu i jak burza wpadła do garażu. Wkrótce było słychać uruchamiany silnik, a po chwili wyjeżdżała już na drogę. Musiała na czymś rozładować emocje. Zagłuszyć w sobie ten zawód i żal. A wszystko przez dziewczynę, którą będzie musiała pilnować. Dziewczynę, której życie będzie teraz chroniła. Wszystkiemu była winna Rain. USA, Chicago Siedziała na schodach jakiejś starej, obdrapanej kamienicy. Nocne, chłodne powietrze oraz wiatr sprawiły, iż pomyślała, że nie bez powodu Chicago nazywają wietrznym miastem. I choć lubiła różne skrajności pogodowe, to w tym momencie była na tyle zagubiona, że stanowiło to ostatnią rzecz, którą zawracałaby sobie głowę. Ulicą przejechał policyjny radiowóz, a ona była coraz bardziej zdezorientowana. W jej głowie aż huczało od wielu pytań, których nawet nie potrafiłaby zadać. Wiedziała wszystko, a jednocześnie nie wiedziała niczego. Znów powiał wiatr, strącając ze stojącego obok kosza pokrywę, która poturlała się chodnikiem, robiąc przy tym okropny hałas. Po drugiej stronie zobaczyła idącą prostytutkę, ubraną w wyzywającą, lateksową mini i stanik. Częściowo rozmazany, wulgarny makijaż sprawiał, że wyglądała groteskowo i odpychająco. – Na co patrzysz szmato?! – wrzasnęła kobieta, gdy zorientowała się, że jej się przygląda. – Poobijać ci tę śliczną buźkę? Dziewczyna przestraszyła się i odwróciła twarz w drugą stronę. Usłyszała głośny, nieprzyjemny śmiech dziwki. Wpatrywała się w szare schody, na których siedziała, nie chcąc już na nią spoglądać. Podniosła wzrok dopiero wtedy, gdy dźwięk obcasów zniknął gdzieś w oddali. W tamtej chwili powinna poczuć ulgę, jednak jedyne, co poczuła, to jeszcze większy chaos. Prawda była taka, że nie miała pojęcia, co ją tu przywiodło i dlaczego tu jest. Nawet dobrze nie pamiętała jak z Nowego Jorku dotarła do Chicago oraz dlaczego przyszła akurat w to miejsce. W głowie miała kompletny zamęt, który nie pozwalał jej się skupić i zebrać myśli w jedną logiczną całość. Pytania, wątpliwości, rozdrażnienie oraz jakiś dziwny do opisania niepokój. Coraz gwałtowniejszy. Kumulowały się z każdą chwilą. A gdzieś tam jakieś niejasne przeczucie. Przeświadczenie, że za moment stanie się coś bardzo ważnego. Coś, co całkowicie odmieni jej dotychczasowe życie. Powiał silny wiatr, unosząc do góry jakieś stare gazety, które fruwając w powietrzu, tańczyły jakiś chaotyczny taniec. Dziewczyna otuliła się cieplej bluzą, aczkolwiek niewiele to pomogło, ponieważ nadal było jej zimno. Gdy tak siedziała, zasłuchana w odgłosy nocy, usłyszała gdzieś obok gwałtowny pisk opon… i już wiedziała, była pewna, że to jest właśnie to, co przywiodło ją tu tej nocy. Powoli obracała głowę w stronę nadjeżdżającego z zawrotną szybkością auta, które w pewnym momencie uderzyło w coś z całej siły. Rozdział 2 Gracz Stał oparty o samochód, beznamiętnie patrząc w stronę budynków. Wiedział, że za kilka chwil już ich nie będzie. Znudzony czekaniem, zapalił papierosa, po czym zaciągnął się głęboko dymem i jeszcze raz spojrzał przed siebie. W tym samym momencie usłyszał eksplozję. Jeden silny wybuch, a zaraz po nim kilka mniejszych. Od jakiegoś czasu próbował kupić stare magazyny, jednak właściciel nie chciał ich odsprzedać. Teraz nie miał już wyjścia. Zawsze dostawał to, czego chciał, również tym razem wszystko stało się tak, jak zaplanował. Wynajęcie ludzi, którzy podłożyli ładunki wybuchowe, było dla niego drobnostką. Co zyskał w zamian? Jeszcze tego samego wieczora dostał telefon od właściciela zniszczonych budynków z propozycją sprzedaży ziemi. Osiągnął to, czego chciał, ale jedynym, co teraz czuł była obojętność. Pustka, którą od jakiegoś czasu wciąż odczuwał. Z którą nie mógł sobie poradzić i nie potrafił niczym jej wypełnić. Paul Tucker miał trzydzieści dwa lata. Był człowiekiem bezwzględnym, gotowym na wszystko dla osiągnięcia swoich celów. Nie obchodziło go to, że swym postępowaniem krzywdził ludzi, niszczył ich. Był teraz bogatym człowiekiem, ale pieniądze, które zdobył, okupione były czyimś nieszczęściem. Krzywdami i cierpieniem ludzi, których oszukiwał. Szedł przez życie nie oglądając się za siebie. Bezkompromisowy, zdobywał wszystko swą bezwzględnością i obojętnością na wyrządzane przez siebie krzywdy. Za sobą zostawiał jedynie smutek oraz żal, ale czy to dało mu szczęście? Czy jego życie stało się przez to lepsze? Chciał tak myśleć, bo przecież miał wszystko. Ale czy na pewno? Czasami w jego myśli wkradały się jakieś wątpliwości. Zaczynał wtedy rozpamiętywać o tych ludziach, których skrzywdził. O tych, którym pozwolił myśleć, że są jego przyjaciółmi. O kobietach, które były pewne, że znaczą dla niego coś więcej, a były jedynie zabawką i narzędziem do zdobycia zamierzonego celu. Obojętnie patrzył na rozpacz skrzywdzonych przez siebie ludzi, na histerię zakochanych w nim kobiet. Zdradzonych oraz podle wykorzystanych. Jednakże teraz, z perspektywy czasu, widział to trochę inaczej. Krzywdy, które wyrządził, nie uszczęśliwiły go. A przecież jeszcze niedawno cieszyła go sama myśl, że kontroluje sytuację. Paul miał niewątpliwy dar w zjednywaniu do siebie ludzi. Wzbudzał ich zaufanie, a później bezwzględnie wykorzystywał. Jednak w ostatnim czasie, w nieprzespane noce, myślał o tych wszystkich złych rzeczach, które zrobił. Widział twarze ludzi, których zrujnował. Ludzi, którzy zaufali mu, myśląc, że jest ich przyjacielem. Wspominał kobiety, które kochały go, a on odchodził zostawiając je niczym zużyty przedmiot. Paul był graczem i to zawsze on rozdawał karty. Prowadził grę w taki sposób, że zgarniał całą pulę, ponieważ zawsze miał jakiegoś asa w rękawie. Momentami żałował swego postępowania. Tych wszystkich lat, gdy niszczył, okradał i oszukiwał. Teraz mógł mieć wszystko, ale nie miał z kim tego dzielić. Przez ten czas tak bardzo przyzwyczaił się do samotności, że zamknął się w skorupie, przez którą nie przepuszczał nikogo. Było mu z tym w pewnym sensie dobrze. Przynajmniej tak sobie wmawiał. Nie było przy nim nikogo, komu by ufał, kogo by kochał. Paul nie był zdolny do miłości i nigdy nie darzył nikogo tym uczuciem. Miłość była dla niego słabością, a przecież on nie chciał być słaby. Gdyby chciał, mógłby mieć prawie każdą kobietę. Jego majątek, wygląd oraz zachowanie, działały na kobiety w sposób szczególny. Był przystojnym mężczyzną. Wysoki, dobrze zbudowany, miał czarne włosy oraz oczy w kolorze ciemnego bursztynu, w których przeplatały się miód i czekolada, czyniąc je jeszcze bardziej wyjątkowymi. Sprawiał wrażenie pewnego siebie oraz zdecydowanego gościa, dla którego nie ma rzeczy niemożliwej. Mężczyźni mu ufali i podziwiali, a kobiety kochały. Paul wykorzystywał to wszystko do osiągnięcia swych celów i udawało mu się to. Aż do tego momentu, do chwili, gdy zaczął przegrywać z najgroźniejszym dla siebie przeciwnikiem. Z wrogiem, którego nie było łatwo pokonać. Z samym sobą. Bezsenne noce wciąż zapełniał niechcianymi myślami. To było w tym wszystkim najgorsze i tego próbował unikać. Każda myśl sprowadzała go do jednego. Zastanawiał się, co byłoby, gdyby postępował w swym życiu inaczej. Co byłoby, gdyby był choć trochę lepszym człowiekiem? Roześmiał się, lecz był to żałosny śmiech, którym próbował odgonić wątpliwości. Nie potrafił już tego dłużej znieść. Nie umiał zaakceptować tego nowego stanu w sobie. Chciał się go pozbyć, aby znowu być tym bezwzględnym człowiekiem, który nie przejmował się nikim i niczym. To, co teraz się z nim działo, nie podobało mu się. Złościła go ta słabość, która nagle się w nim pojawiła. To poczucie, że nie tak powinien postępować. Wychodząc z hotelu, jak zwykle nienagannie ubrany i uczesany, napotkał wzrok dziewczyny z recepcji. Posłał jej uśmiech, po czym skierował się w stronę parkingu. Wsiadł do auta i wyjechał na ulicę. Jadąc otworzył szeroko wszystkie okna. Świeże powietrze wpadło do środka, otaczając jego twarz ostrymi zapachami poranka, co sprawiło, iż rozluźnił się. Musiał jechać do Streamwood, gdyż chciał obejrzeć jedną z restauracji, którą zamierzał kupić. Dotarł tam w ciągu godziny, a po dokładnym obejrzeniu lokalu uznał, że to miejsce warte jest inwestycji. Podjął decyzję kupna, po czym zadzwonił do swego adwokata, aby umówić się na spotkanie w celu załatwienia dalszych formalności. Gdy wjechał z powrotem na autostradę, przy Rosemont włączyła mu się rezerwa. Zatrzymał się na pierwszej stacji benzynowej, jaką spotkał i zatankował auto. Potem uświadomił sobie, że jest głodny. Wszedłszy do baru zajął stolik przy oknie, a po chwili podeszła do niego kelnerka. Była młoda, miała ogromne niebieskie oczy i długie blond włosy, zaplecione w niedbały warkocz. Wyglądała uroczo i niewinnie, uśmiechnęła się do niego. Kobiety niezmiennie tak reagowały, nie było to dla niego nowością. Rozmyślając, zorientował się, że dziewczyna o coś go zapytała. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, złudnym oraz zdradliwym. Dziewczyna zamilkła, a jej oczy zapłonęły. Zaśmiał się w myślach, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że tak zareaguje. Dotykając delikatnie jej dłoni, zapytał czy z nim zje. Odpowiedziała, że nie może, ale gdy ponowił swą prośbę, dziewczyna westchnęła i zatonęła ponownie w jego spojrzeniu. Długo nie musiał jej przekonywać. Powiedziała, że poprosi o godzinę przerwy, po czym wróciła do niego już z posiłkiem. Jedząc, przyglądał się jej. Była ładna, nawet bardzo ładna. Szczupła i wysoka, miała smukłą szyję i śniadą skórę. Na ramieniu spoczywał przerzucony niedbale warkocz. Błękitne oczy otoczone były gęstym wachlarzem rzęs. Przypatrywała się mu jak urzeczona, z jakąś taką nutką niewinności, takiej uroczej nieśmiałości, która jednak przegrywała z afektem, jaki do niego poczuła. Młodość. Miłość. Tajemnica Natalie ma bogatego ojca, przyjaciółkę Gen, która poszłaby za nią w ogień, i krąg znajomych, z którymi spędza czas na zabawie, plotkach i wygłupach. Na pozór: nastolatka jakich wiele. Co prawda niedawno rozstała się ze swoim chłopakiem Aaronem, ale na horyzoncie pojawił się właśnie tajemniczy brunet Blaise. Natalie jeszcze nie wie, czy Blaise bardziej ją irytuje, czy fascynuje... Bo intryguje na pewno. Wydaje się, że dziewczyna przeżyje wkrótce płomienny romans. Jednak życiowe ścieżki nie zawsze biegną prosto, a powierzchowne sądy nie w każdym przypadku okazują się trafne... Każdy z głównych bohaterów powieści More skrywa jakieś sekrety, czasem bolesne. Nie pozostaną one bez wpływu na dokonywane przez nich wybory. To nie bajka, to życie - więc o happy end nie będzie łatwo! Czy uczucie dwojga młodych ludzi zdoła rozkwitnąć w cieniu mrocznej przeszłości? Czy ma szanse przetrwać? O autorze More to stworzony na potrzeby aplikacji Wattpad pseudonim artystyczny Magdaleny Łopąg, studentki pedagogiki, której serce lata temu skradły romanse zagranicznych autorek. Pisze od kilku lat, od niedawna dzieli się swoimi utworami w internecie. Uwielbia wsłuchiwać się w słowa piosenek, które często są dla niej źródłem natchnienia podczas pisania — jej ulubionym wykonawcą jest raper Filipek. Kocha zwierzęta, zwłaszcza swoją kotkę Pyzię, która jest jej oczkiem w głowie. MoreWszystko albo nicWszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto prowadzący: Justyna WydraWydawnictwo HELIONul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICEtel. 32 231 22 19, 32 230 98 63e-mail: [email protected]WWW: (księgarnia internetowa, katalog książek)Drogi Czytelniku!Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, 978-83-283-6476-9Copyright © Helion 2020Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkęKsięgarnia internetowaLubię to! » nasza społecznośćRozdział nasze niedoskonałości sprawiają, że stajemy się GlinesTrzasnęłam drzwiami, wybiegając na przystanek autobusu szkolnego. Stało tu już kilka osób z mojej najbliższej okolicy, chodzących do tej samej szkoły, co ja. Nie znałam ich, ale oni bez wątpienia znali mnie. Czułam baczne spojrzenia plotkujących dziewczyn i obłapiający wzrok chłopców. Zawsze tak było i nawet nie liczyłam na to, że niedługo się to Wariatka:Znasz jakieś fajne miejsce na pochowanie zwłok?Od Wariatka:Co tym razem?Wsiadłam do obskurnego autobusu szkolnego. Brudne siedzenia, z których unosił się kurz za każdym razem, gdy ktoś z impetem się na nie rzucił, przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Nie byłam pedantką, a w moim pokoju roiłoby się od porozrzucanych wszędzie ubrań, gdyby nie pracownice Pięknego, ale miałam granicę wytrzymałości, którą zdecydowanie przekraczał smród. Odór zapomnianych kanapek, pleśniejących między niektórymi siedzeniami, mdłe wspomnienia wycieczek, wciąż widoczne na niedopranych pokrowcach foteli...Do Wariatka:Piękny wyjeżdża dziś na szkolenie. Umrę…Od Wariatka:Zostawia cię samą z Bestią? Moje i nie byłyśmy nigdy jakoś specjalnie miłe dla siebie, ale moja macocha z premedytacją utrudniała mi życie. Mój biedny ojczulek był w niej ślepo zakochany, a ja czasami czułam się jak jakiś cholerny Kopciuszek. Na całe szczęście jędza nie miała dzieci. Gdybym musiała znosić jeszcze jej mniejsze kopie, chyba skoczyłabym z mostu. Już teraz, kiedy się puszyła, była ledwo do Wariatka:Jakiś napaleniec siadł za Wariatka:Zagląda ci w ekran?Do Wariatka:Gorzej. Usiłuje gapić mi się na cycki i myśli, że nie jak rudy grubas przełknął ślinę i oparł się o swoje siedzenie. Czyli wiadomości też czytał. Zboczeniec i do tego prostak. Może nie ubierałam się jak zakonnica, ale nie wyglądałam też jak dziwka. Zazwyczaj zakładałam na siebie to, w czym było mi wygodnie. Dziś miałam na sobie szare dresy zwężane w dole ściągaczem i kremową koszulkę, która była trochę obcisła, ale to nie dawało rudzielcowi prawa do gapienia się na moje powodu mojego ojca ludzie mnie kojarzyli, ale nie sprawiało mi to takiej przyjemności, jak wszyscy sądzili. Nie chciałam być znana, nie marzyła mi się również fucha szkolnej królowej. Nie byłam może kujonką jak Gen, ale nie byłam też na tyle głupia, by zostać pustą lalą. Gdy byłam młodsza, a tato przeprowadzał się z miasta do miasta i w związku z tym przepisywał mnie z jednej szkoły do drugiej, chciałam być jak inne dzieci. Czasami udawałam kogoś innego, ale zawsze wychodziło to na jaw. I cóż teraz? Jestem tu od pięciu lat i jakoś przyzwyczaiłam się do tego miejsca, a ludzie tutaj do ze śmierdzącego pojazdu. Rudzielec tym razem wpatrywał się w mój tyłek. Czułam jego świdrujące spojrzenie i cieszyłam się, że miałam dresowe spodnie, które nie są na tyle obcisłe, by grubas miał się na co pogapić. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego facetów tak pociąga widok kawałka wypukle uformowanego ciała.— Następnym razem idę piechotą — rzuciłam zamiast powitania w stronę Gen, a ona wybuchła śmiechem.— Za bardzo kochasz spanie, żeby wstać pół godziny wcześniej i iść pieszo — powiedziała, a ja kiwnęłam głową, potwierdzając jej słowa. Kochałam spać prawie tak bardzo, jak jeść i oglądać seriale.— To prawda. Łóżko i ja żyjemy w dość osobliwym wstała z murku i klepnęła mnie po ramieniu. Taki jej dziwny zwyczaj, którego chyba nigdy nie pojmę. Mimo różnic zaprzyjaźniłyśmy się od razu, a ja od pięciu lat starałam się zrozumieć jej dziwactwa. Miała ich sporo, ale cóż, za to ją kochałam.— Na ile znika Piękny? — spytała Gen, a ja otworzyłam przed nami drzwi.— Dwa tygodnie. Rozumiesz to? Równie dobrze mógł mi od razu zapewnić miejsce w więzieniu.— Może nie będzie tak źle — Gen usiłowała mnie pocieszyć. Prychnęłam na jej słowa.— Że niby jędza sama skoczy z mostu? — zapytałam retorycznie, a ona zaczęła się korytarzem w stronę naszych szafek, które dzięki naszemu uporowi są obok siebie. Dyrektor szkoły twierdził, że powinny być uporządkowane alfabetycznie, tak aby każdy mógł szybko odnaleźć swoją na początku roku. My jednak sądziłyśmy inaczej i kilka wizyt dziennie w jego gabinecie zmusiło go do lekkiego nagięcia zasad na naszą korzyść.— Jeśli ta wiedźma zniszczy mi plany na weekend, to osobiście wepchnę ją do pieca — burknęłam, wyciągając książki na angielski (zaczynał się za chwilę) i algebrę (którą miałam chwilę po nim).— To nocuj u mnie w ten weekend. Rodzice jadą do ciotki Mary, a wiesz, jaka ona jest — wzdrygnęłam się na samą myśl o czerwonowłosej kobiecie, która uwielbiała całować nas w policzki obślinionymi ustami i szczypać grubymi paluchami. — Miles zamierza zrobić imprezę, wiesz, co to oznacza…— Aż za dobrze… — sapnęłam, a ona się zaśmiała, pewnie wspominając, jak ostatnio zasnęłam w wannie. Imprezy Milesa były naprawdę szalone.— To jak?Zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, telefon zawibrował w kieszeni moich dresów. Może Bestia miała wypadek? Trzeba być optymistką i liczyć na Nieznany:Pięknie wyglądasz w tym dresie, brwi, co nie umknęło uwadze Gen, która wychyliła się i zerknęła na wyświetlacz.— Masz nową zabaweczkę?— Nieznany:Kim jesteś?Od Nieznany:To boli, kochanie. Tu Aaron.— To znowu on — westchnęłam. — Pójdę siedzieć za dwa morderstwa.— To już sześć miesięcy, mógłby sobie odpuścić.— Musiałby mieć mózg, żeby to zrozumieć, nazwę kontaktu na Głupek:Odwal liczyłam na to, że zrozumie od razu, ale mógłby. Będę musiała znaleźć w końcu sposób na tego głupka, który nie potrafił pojąć, co znaczy słowo „koniec”.— Lecę na algebrę, bo Elvis mnie zabije za kolejne spóźnienie — oznajmiła Gen i pobiegła w kierunku przeciwnym do sali, w której miałam się jeszcze i dodała:— Jutro u mnie, a dziś Banned? Czekam na wiadomość!Patrzyłam jak Gen znika i wybuchłam śmiechem. Pół korytarza już znało nasze plany na weekend. Zastanawiałam się tylko, jak Gennifer chciała się tam dostać, skoro do Banned wpuszczano od dwudziestego pierwszego roku życia, a my miałyśmy jedynie osiemnaście. Miałam nadzieję, że opracowała dobry plan. Nie chciałam wyjść na idiotkę, tak jak kiedyś, gdy wymknęłyśmy się ze szkolnej wycieczki, by zabalować, a ochroniarz bardzo niedyskretnie wykrzyczał, że dzieci nie wpuszcza. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Nie przekonało go nawet moje nazwisko, a Gen śmiała się z tego jak Głupek:Lubię, kiedy jesteś taka ostra, tracąc cierpliwość do Aarona. Byliśmy razem tylko parę miesięcy, a on nie traktował naszego związku poważnie. Tyle razy słyszałam o jego podrywach po meczach i miałam już szczerze tego dość. Nie zdradził mnie chyba, ale czy może być coś gorszego od tego, gdy cała szkoła ma cię za idiotkę, bo twój facet wyrywa laski na boku? Zostawiłam go w końcu, a on nagle zaczął się mną interesować. Może i bym do niego wróciła, gdyby nie to, że mi wysyłał kwiatki, a na boku zaliczał kolejne naiwniaczki. Miał mnie za idiotkę? Postanowiłam wyrzucić go ze swojego życia. Zaczęłam od usunięcia jego SMS-ów (i w ogóle jego numeru) z telefonu. Teraz zdałam sobie sprawę, że to był błąd. Mogłam w końcu przez przypadek odebrać, nie wiedząc, kto dzwoni. A nie miałam na to najmniejszej ochoty. Dlatego właśnie zapisałam numer, nadając kontaktowi wdzięczną nazwę: „Głupek”.Poranek po nocce u Gen zdecydowanie na zawsze zostanie najgorszym momentem w moim życiu. Poprzedniego wieczoru piłyśmy szoty na umór i sama zgubiłam się w liczeniu, ile wlałyśmy ich do gardeł, jeden za drugim. Byłam bardzo zadowolona, gdy Gen powiedziała, że zna syna właściciela klubu. Nie zrobiłyśmy z siebie dzieci przy wejściu, dodatkowo zostałyśmy wpuszczone bez kolejki jak gwiazdy, co mnie niesamowicie cieszyło. Nasze seksowne sukienki, dzięki którym miałyśmy grono adoratorów, i ilość alkoholu, który wypiłyśmy, sprawiły, że bawiłyśmy się do białego rana. Nie było mi jednak równie wesoło, gdy wreszcie się zbudziłam, a moja głowa była ciężka, a najcichszy nawet dźwięk wydawał mi się hałasem nie do rozrywającym bólem czaszki zeszłam schodami, trzymając się balustrady. Tata Gen powinien dostać Nobla za to, że zdecydował się postawić schody z poręczą. Mój tatusiek z niej zrezygnował. Z tego powodu, wracając pijana, musiałam przytrzymywać się ściany, by nie zlecieć ze schodów. Nie zawsze się to udawało i kilka razy przewróciłam się, co za każdym razem źle się kończyło dla mojego chwilę zajęło mi znalezienie czegoś na kaca w nieporządnej apteczce Layne’ów. Znalazłam tylko dwie tabletki, więc oczami wyobraźni widziałam już radość Gen, gdy obudzi się ze swojego niedźwiedziego snu, w który zapadła, gdy tylko jej głowa zetknęła się z poduszką. Nie wiedziałam, jak ona to robiła. Ja zawsze miałam problemy z zaśnięciem, nawet po kilku nieprzespanych nocach potrafiłam wiercić się dłuższy czas, zanim odpłynęłam w ramiona Morfeusza. Przywykłam, ale szczerze zazdrościłam przyjaciółce tego, że ona nie miała z tym problemu. O ile życie musiało być piękniejsze, gdy zamiast liczyć barany, zasypiasz od magiczną tabletkę wodą z cytryną, którą znalazłam w dzbanku w lodówce, i zaczęłam rozglądać się za czymś do zjedzenia. Nie miałam ochoty na płatki z mlekiem ani na bekon i jajecznicę, marzyły mi się gofry. Uwielbiałam je, zresztą, kto ich nie lubi? Pyszne placuszki o smaku podobnym do naleśników, ale nieco grubsze i bardziej miękkie. Pamiętałam, że gdy byłam mała, tato robił mi gofry, które wyglądały jak głowa misia, potem odkryliśmy te w kształcie Myszki Miki, rybek, muszelek, serduszek… Było tak wiele możliwości i stało się to naszym hobby. Szukaliśmy nowych form, ciekawszych przepisów i ekstrawaganckich dodatków. Z biegiem lat tato miał coraz mniej czasu na nasze gofrowe hobby, ale ilekroć wyjeżdżał gdzieś w delegację, odwiedzał tamtejsze cukiernie i wysyłał mi zdjęcia tych najdziwniejszych placuszków. To sprawiło, że pokochałam je jak nic innego. Gofry stały się czymś, co w jakiś sposób zawsze spajało moją relację z ojcem.— O kurwa — usłyszałam zza się, trzymając w dłoni drewnianą łyżkę, którą zaczęłam już mieszać ciasto na gofry, i zobaczyłam chłopaka. Był w krótkich spodenkach i czarnej koszulce, która pasowała mu do odcienia rozczochranych włosów. Jego oczy miały kolor przymglonego błękitu, a mocną szczękę pokrywał kilkudniowy zarost. Był opalony, co kontrastowało z jego białymi, drobnymi zębami, które błyszczały z lekko rozchylonych, pełnych ust. Umięśnione ramiona, sylwetka o szerokich barkach i wąskich biodrach świadczyły o tym, jak dużo czasu chłopak poświęca na kształtowanie ciała. Typowy tępy przystojniak, niepotrafiący zapewne poprawnie sklecić prostego zdania. Nigdy wcześniej go nie widziałam i nie powiem, żebym tego żałowała. Brunet ewidentnie nie był nikim nadzwyczajnym. W szkole był pewnie kapitanem drużyny futbolowej albo rugby, tak jak Aaron. Zapewne też podrywał puste cheerleaderki i inne głupie idiotki, które poleciały na ładną buzię.— Pomyliłeś chyba adresy, koleś — skomentowałam jego „przywitanie”. Podniósł ciemną brew i wyszczerzył myślał, że jestem kolejnym obiektem do poderwania, jakąś pustą laską — tylko dlatego, że mam blond włosy — to nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił.— Nie sądzę, ranią mnie Twoje słowa jak ślepe Paluszak & Michał MariakPatrzyłam na tego półgłówka, gapiącego się na mnie tak, jakby nigdy nie widział skąpo ubranej dziewczyny. Halo, matole. Niczym się nie różnię od lasek, które zaliczasz. No, może poza tym, że ja mam mózg, a one najwidoczniej nie — się do mojego ciasta na gofry i usłyszałam, jak koleś mruczy z zadowoleniem. No błagam.— Mała, jesteś nową gosposią, czy Mil zrobił mi prezent i mam cię na wyłączność na poranek? — zapytał z taką wkurzającą pewnością siebie w głosie, że kostki mi zbielały od zaciskania dłoni na na opierającego się o blat przygłupa, a jego postawa potęgowała moją złość. Matoł wyglądał tak, jakby to, co powiedział, nie było w żaden sposób nie na miejscu. Był rozluźniony i wyraźnie oczekiwał mojej odpowiedzi na swoje idiotyczne pytanie. Byłam tylko w majtkach i podkoszulku, który znalazłam na oparciu fotela, ale nie mogłam znaleźć pilota do szafy Gen, a jej nie da się tak po prostu zbudzić, niczym niedźwiedzicy po zapadnięciu w zimowy sen. Czy taki strój był wystarczającym powodem, by od razu brać mnie za prostytutkę? Miałam rozmazany makijaż, bo nie zmyłam go po powrocie, a tutaj nie spodziewałam się nikogo poza Milesem, którego nie dziwiłby taki widok. Byłam rozczochrana i zaspana, bo dopiero wstałam, a on od razu wyskoczył z takim tekstem. Boże, jaki w jego pewne siebie oczy złapałam za miskę z ciastem i jednym szybkim ruchem nałożyłam mu ją na głowę. Całkowicie go tym zaskoczyłam. Wciągnął raptownie powietrze i zrobił minę, jakby ktoś oblał go lodowatą wodą w środku zimy albo włożył mu na głowę coś naprawdę ohydnego. Może nie lubił gofrów?— Co ty odpierdalasz?!Słyszałam jego wrzask, ale ja już byłam na schodach, szybko ewakuując się z kuchni, w której rozwścieczony czarnowłosy ściągał z głowy miskę. Widziałam ten syf, który zrobił się w pomieszczeniu i wolałam uciec stamtąd jak drogą — to mu się należało. Nauczy się kretyn, że nie wolno tak mówić do kobiet, nawet wyglądających tak fatalnie jak ja, na kacu, z rozmazanym do pokoju Gen wpadłam na Milesa, mocno zaskoczonego moim nagłym wtargnięciem. Nie skomentował mojego stroju, tylko zwrócił się do siostry. Gen — o dziwo — nie spała, tylko wpatrywała się w brata ze złością i determinacją. Jak udało mu się wybudzić niedźwiedzia?— Musisz, Mil — oznajmiła twardo Gen.— Wcale nie. Po tym, co odwaliłyście wczoraj, rodzice mnie zrozumieją…Słuchałam ich wymiany zdań, patrząc raz na jedno, raz na drugie, czułam się przy tym jak piłeczka pingpongowa. Miles i Gennifer często się kłócili, ale zazwyczaj chłopak pierwszy odpuszczał, wiedząc, że nie ma szans na przegadanie swojej młodszej siostry.— W czym znowu jest problem? — spytałam, patrząc na oboje.— Miles nie pozwala nam być na jego imprezie, bo „zrobimy mu wstyd” — odpowiedziała Gen, robiąc w powietrzu „króliczki”, czyli cudzysłów. Kolejny ciekawy nawyk.— I nie pozwolę. Możecie iść do domu Natie albo do tego burdelu, w którym byłyście na brata mojej przyjaciółki i zacisnęłam mocno zęby. Zazwyczaj nie obchodziły mnie takie komentarze, bo wiedziałam, że mówi to w przypływie złości albo dla żartu, ale naprawdę tak nie myśli. Tym razem poczułam się jednak dotknięta i prawdopodobnie duży wpływ na to miał spotkany w kuchni pajac, który był ewidentnie kolegą Milesa. Brunet zepsuł mi humor, a brat przyjaciółki rozsierdził jeszcze bardziej.— Do burdelu to możesz sobie iść z tym kretynem z kuchni — rzuciłam niby obojętnie w stronę Mila, tak naprawdę gotując się w środku ze wyeksponował zęby w przygłupawym uśmiechu, a ja zaczęłam się zastanawiać, z czego się cieszy. Najwyraźniej był takim samym głupkiem, jak zboczeniec z kuchni, a ja wcześniej tego nie zauważyłam.— Jeśli powiedziałeś już wszystko, możesz sobie iść — burknęła Gen w stronę brata, a on przeniósł swoją uwagę ze mnie na nią. Na szczęście.— Dokąd się wybierzecie?— Do Natie, a teraz idź i podenerwuj kogoś tylko przewrócił oczami na jej słowa i wyszedł z pokoju, mijając mnie w podeszłam do łóżka Gen i podałam jej szklankę wody i tabletkę, które w pośpiechu zabrałam z blatu, gdy uciekałam z kuchni. Dziewczyna chętnie połknęła lekarstwo na kaca i opadła z powrotem na łóżko. Jak teraz zaśnie, to chyba wyleję na nią wiadro wody, bo nie wytrzymam sama z tymi dwoma pajacami na dole.— A więc poznałaś Blaise’a — zaczęła Gen, wpatrując się w sufit, na którym od wielu lat przyczepione były świecące w ciemności gwiazdki.— Wysoki dupek z ciemnymi włosami i prostackimi tekstami? — dopytałam dla zachichotała, a ja położyłam się obok niej i też spojrzałam na plastikowe i nieświecące w dzień, ale jednak gwiazdy.— Czyli poznałaś — stwierdziła fakt i obróciła się w moją stronę. — Nie idziemy do ciebie, wiesz o tym, prawda?— Tylko Miles mógł uwierzyć, że go posłuchamy. Przecież to jasne, że wbijemy się na jego imprezę — z pozwoleniem czy bez — zaśmiałam się, a Gen oparła swoją głowę na moim ramieniu.— Impreza ma się zacząć o siódmej, więc możemy sobie zrobić dzień przyjaciółek, a potem odszykujemy się i wpadniemy na dół — klasnęła w dłonie, jakby wymyśliła coś bardzo sprytnego i zeszła z łóżka, ciągnąc mnie za rękę.— Dokąd idziemy?— Do sklepu. Musimy kupić sobie wino, bo co to byłby za czas spędzony z przyjaciółką bez wina?Całe popołudnie bawiłyśmy się na całego. Oglądałyśmy głupie komedie, od których pękałyśmy ze śmiechu, a Gen raz prawie upuściła ogromną butelkę z winem, które piłyśmy, stukając się kieliszkami za każdym razem. Miała niespożyte pokłady energii i byłam szczerze ciekawa, skąd je wzięła. Ja byłam wypompowana już przy drugim filmie. Chipsy i ciastka, które kupiłyśmy, może nie były najlepszym pomysłem, jeśli chciałyśmy dobrze wyglądać wśród starszych znajomych Milesa. Z napchanym brzuchem czułam się trochę tak, jakbym była w zaawansowanej ciąży. Gen dźgała mnie palcem, gdy przysypiałam na jej ulubionej komedii romantycznej, którą oglądałyśmy już nawet nie wiem, ile się wieczór. Z mokrymi włosami, ubrane jedynie w ręczniki i bieliznę, biegałyśmy jak poparzone po garderobie, szukając ciuchów. Miałyśmy ubaw, rzucając w siebie nawzajem koszulkami, spódniczkami i sukienkami. Wybranie sobie czegoś na imprezę przerodziło się w pokaz mody, a my co chwilę mierzyłyśmy co wreszcie wybrałyśmy sobie stroje, zaczęłyśmy rytuał robienia makijażu i układania włosów, cały czas popijając resztki wina. Miałam już na sobie lekki makijaż, a Gen pół głowy pokręconych włosów, gdy ktoś zapukał do drzwi.— Wchodź — krzyknęła moja przyjaciółka. Do pokoju wszedł Miles. Miał dziwną minę. Widząc nas jedynie w ręcznikach, zatrzymał się w progu jak zamurowany.— Czego chcesz? — burknęła w jego stronę Gen, dając mi jednocześnie znak, żebym dalej zakręcała jej loki.— Chciałem was przeprosić za moje zachowanie… I za Blaise’a. W ramach zadośćuczynienia zapraszam was na moją imprezę — powiedział, niezbyt zadowolony z faktu, że te słowa właśnie wyszły z jego ust.— Przyjmujemy twoje przeprosiny — odpowiedziała Gen, udając obrażoną.— To… Do później — Mil niepewnie wycofał się z tylko zamknęły się za nim drzwi, Gen i ja spojrzałyśmy na siebie konspiracyjnie i wybuchłyśmy gromkim śmiechem. Typowy Miles. Grał pewnego siebie dupka, a potem przepraszał, bo gryzło go sumienie, że obraził swoją małą siostrzyczkę i jej przyjaciółkę. Takiego go znałam i lubiłam najbardziej. Zaborczego i czasami wrednego, ale kochającego brata, którym był też dla skończyłyśmy się szykować, z parteru słychać już było dudnienie muzyki. Zeszłyśmy ostrożnie po śliskich schodach, mając na stopach cudeńka na wysokich obcasach. Osobiście nie lubię szpilek, bo są niewygodne, ale uwielbiam to, jak w nich wyglądam. Noszę je tylko na specjalne okazje, a wyrwanie studenciaka, żeby utrzeć nosa Milesowi, taką okazją się sobie po drinku i ruszyłyśmy do salonu, chwilowo zaadaptowanego na parkiet. Wygłupiałyśmy się, śpiewając Galway Girl i tańcząc do innych piosenek, które leciały z głośników. Nie przejmowałyśmy się otoczeniem, dopóki nie przyłączyło się do nas dwóch facetów. Wyższy — blondyn, który przedstawił się jako Thomas — od razu podbił do Gen. Niższy — szatyn — zaczął się kręcić koło mnie. Miał na imię Luke i bardzo niesubtelnie pokazał, o co mu chodziło, gdy niespodziewanie przyciągnął moją pupę do swojego krocza i zaczął pocierać mnie swoim coś mu się pomyliło — pomyślałam i obróciłam się. Zauważyłam Blaise’a opierającego się o ścianę. Patrzył na nas z kpiącym uśmieszkiem i podniesioną brwią. Czy ten dupek pomyślał sobie właśnie, że zachowanie Luke’a sprawiało mi przyjemność? natarczywego Luke’a i z wielką ulgą spostrzegłam, że od razu podszedł do innej dziewczyny, niezrażonej jego niewyrafinowanym tańcem i niemoralną propozycją w nim w stronę chama, którego potraktowałam wcześniej ciastem na gofry, ale już go tam nie było. Okej, to nawet rozkręcał się w najlepsze, a wszyscy szaleli, jakby nie było jutra. Byłam pewna, że to jedna z lepszych imprez, w jakich brałam udział. Studenci zdecydowanie potrafili się bawić. Około trzeciej, gdy tłumy się przerzedziły, Mil zawołał mnie i Gen do pokoju gier. Zobaczyłyśmy dobrze znaną wszystkim scenerię. Kilka dziewczyn i chłopaków siedzących w kółku, na środku butelka. No jasne, muszą sobie pomacać.— Nie gram w butelkę — oznajmiłam, gdy Miles prowadził mnie i swoją siostrę w stronę siedzących. Chwiałam się na szpilkach, jakby porządnie wiało.— My też nie. To dla dzieci — odpowiedziała jedna z dziewczyn.— Więc co to?— Gramy w „Siedem minut w niebie” — rzucił Thomas, który zrobił miejsce dla Gen i objął ją, niezrażony piorunującym spojrzeniem jej brata. Zdziwiło mnie to co mu chodzi? W sumie czego się spodziewał, zapraszając nas tutaj? Nie wiedział, że blondynowi bardzo przypadła do gustu Gen?— Tym bardziej nie gram — powiedziałam, zakładając ramiona na piersi.— To było jasne, świętoszko — zarechotał Luke, a ja poczułam palące spojrzenie z prawej strony. Obróciłam się i mój wzrok spotkał wyzywający uśmieszek Blaise’a. Jego spojrzenie mówiło to samo, co słowa Luke’ moment wszyscy na mnie patrzyli, a ja, odczuwając pewnego rodzaju presję tłumu, czułam się przyparta do ściany. Wiedziałam, że w takich chwilach powinnam być asertywna. Nie mogłam narażać reputacji i swojego nazwiska, ale czy nie byłam tylko nastolatką, taką samą jak wszystkie inne?— Okej — westchnęłam, a jakaś skąpo ubrana blondynka przesunęła się niechętnie, żeby zrobić mi siedziałam naprzeciwko Blaise’a ani Luke’a, co uznałam za dobry znak. Istniała możliwość, że przeżyję tę grę bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym, a ci dwaj wylosują sobie któreś z kilku napalonych studentek. Bardzo na to liczyłam, bo jedyne, co mogłabym z nimi robić przez siedem minut w ciemnym pomieszczeniu, to boleśnie ich dusić. Tak, wiem, jestem ponad pół godziny graliśmy w tę głupią grę, a Miles zdążył wylądować w schowku z dwoma dziewczynami. Obie chętnie i bez wahania szły z nim, a jedna nawet pojękiwała, gdy byli w środku. Byłam trochę zażenowana, miałam ochotę zawołać Gen i wrócić z nią do pokoju. Moja przyjaciółka jednak świetnie się bawiła w objęciach blondyna i zdecydowanie wyczekiwała momentu, gdy trafią na siedem minut do nieba, a od tego dzieliły ich tylko dwie osoby… W tym „z nieba” wracał z koleżanką blondyn podobny do Thomasa. Zapinał rozporek i był wyraźnie uradowany. Teraz przyszła kolej na czarnowłosego dupka. Miles podał mu butelkę, którą ten położył na podłodze. Przeleciał spojrzeniem po wszystkich w kółku. Chwilę dłużej zatrzymał je na mnie. Może to tylko moja paranoja?— Kręć już — pospieszał go Thomas, który wyczekiwał swojej kolejki. Widocznie nie mógł się doczekać, aż zaciągnie tam trzymał rękę na butelce, ale zamiast nią zakręcić, przekręcił ją tak, że… jej czubek był skierowany na mnie. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.— To wbrew zasadom! — powiedział zboczony Luke. Poczciwy głupek.— Nie dbam o to — rzucił pewnym siebie głosem Blaise i zanim zdałam sobie sprawę z biegu wydarzeń, poczułam silne ramiona unoszące mnie w przytulił mnie do swojej twardej piersi, trzymając mnie jak pannę młodą. Zerknęłam w górę i zobaczyłam jego skupioną twarz, okoloną czarnymi jak smoła włosami. Teraz był gładko ogolony. Mimo że bardzo mnie denerwował, musiałam przyznać, że wyglądał apetycznie. Anioł zagłady planujący apokalipsę.— Co robisz, dupku?— Niosę cię do nieba, mała — wyszczerzył się, a ja uderzyłam go w twardą co się odzywał? Z przystojnego, tajemniczego upadłego anioła momentalnie zmienił się w niewyobrażalnie denerwującego lowelasa, który nie mógł mi darować, że za nim nie szalałam. Czy to zbrodnia chcieć zadawać się z kimś, kogo się nie ma ochoty udusić, gdy tylko otworzy usta? Chyba tak. Gdyby tak nie było, nie musiałabym znosić chłopaka, którego opisać można jednym słowem, i to o wiele mniej wyszukanym niż „anioł”. trudno oddychać, gdy upiorna przeszłość wciąż daje o sobie znać, a teraźniejszość nie daje taryfy Donovan— Postaw mnie. Nigdzie z tobą nie pójdę, nie chcę z tobą być. — burknęłam, wijąc się w jego o wiele za silnych pierś czarnowłosego zaczęła wibrować, a jego śmiech rozległ się nad moją głową.— Siedem minut w ciemnej komórce ze mną. Nie wykręcisz się, mała — jego głos aż ociekał pewnością siebie.— W twoich snach, pajacu — prychnęłam i uderzyłam go pięścią w pierś. Podniosłam głowę i zobaczyłam jego białe zęby, wyszczerzone w szerokim uśmiechu. Wyglądał, jakby wcale go nie bolało, mimo że uderzyłam go z całej siły. Cholerny Herkules.— I z czego się cieszysz, głupku?— W moich snach nie miałabyś już na sobie tej kiecki — łobuzerski uśmieszek nie schodził mu z twarzy, a psotne ogniki tańczyły w jego oczach, zamglonych alkoholem, który wypił na domówce Milesa.— Palant — rzuciłam i znowu zaczęłam się wiercić, z nadzieją, że może zostawi mnie w mocniej przycisnął mnie do swojej piersi, a ja westchnęłam bezradnie. Muszę zacząć podnosić porządne ciężary i dołożyć temu pewnemu siebie dupkowi.— W tym tempie to siedem minut minie, zanim wejdziecie do tego cholernego składzika — rzucił kpiąco Riley, jeden z pozostałych chłopaków.— Pilnuj swojego małego, a nie mnie, jasne? — odpowiedział od razu Blaise i otworzył kopniakiem drzwi weszliśmy do pomieszczenia, które rozjaśniał jedynie blask małej żarówki w czerwonej ramówce, chłopak postawił mnie na podłodze. Od razu odwrócił się i zamknął drzwi, a z drugiej strony ktoś przekręcił klucz w zamku i zgasił światło. No po prostu super.— Wreszcie — usłyszałam westchnienie czarnowłosego. Nie wiedziałam, co sobie wyobrażał, że będziemy tu później poczułam jego duże dłonie na moich biodrach i jego zapach, tak wyraźny jak wtedy, gdy mnie niósł.— Odczep się — burknęłam i strzepnęłam jego ręce. Odepchnęłam go od siebie. — Nie zrozumiałeś, jak ci mówiłam, że nie chcę z tobą być ani tu, ani nigdzie indziej?— Ranisz, kociaku. — Jego głos pełen był udawanego bólu i urazy.— Czy tak ciężko to zrozumieć, że nie interesuje mnie znajomość z tobą? — syknęłam w stronę, z której wcześniej go słyszałam. — Nie interesuje mnie były kapitan szkolnej drużyny futbolu, rugby czy innego sportu dla umięśnionych bezmózgowców, umawiający się z pustymi lalami, które lecą na gładką dłuższy czas zapadła cisza i gdy miałam już nadzieję, że do tego matoła coś wreszcie dotarło i odczepi się ode mnie, usłyszałam jego śmiech.— Więc uważasz, że jestem przystojny?Westchnęłam z bezsilności. Nic nie zrozumiał.— Wypuście mnie stąd! — krzyknęłam w nadziei, że ktoś się zlituje i uwolni mnie od odpowiedział mi tylko śmiech z zewnątrz i głębsze oddechy chłopaka, zirytowałam się. Z dwojga złego mogłam zostać w domu z Bestią. Sama nie wiedziałam, co gorsze. Chciałam się upić, powygłupiać z Gen i nie myśleć o wszystkich złych sprawach, a teraz co? Zboczony palant maltretuje mnie w małej, ciemnej komórce. Mogło być gorzej? Zresztą, wolałam nie wiedzieć, bo głupkowi na pewno chodziło po głowie coś, co mogłoby mi się jeszcze mniej usłyszałam chrzęst klucza w zamku i trzeszczenie otwieranych drzwi. W tej chwili była to dla mnie najpiękniejsza melodia. Jak poparzona wybiegłam z komórki i podeszłam do kręgu znajomych. Widziałam ciekawskie spojrzenia, szczególnie dziewczyn, ale to ja mordowałam wzrokiem Luke’a za to, że rzucił mi wyzwanie i Gen za to, że mnie nie ostrzegła przed tym dupkiem Blaise’em.— Nie umyłeś się, że jest taka szczęśliwa, odkąd się od ciebie uwolniła? — zaczął zaczepnie Luke, patrząc na bruneta, który porwał mnie do składzika.— Nie bardziej niż wtedy, gdy uciekła od ciebie, złamasie — prychnął jak Luke zacisnął szczękę, a kłykcie mu zbielały. Wstałam ze swojego miejsca i w sekundę znalazłam się przed Blaise’em. Stał z podniesioną pięścią i pulsującą na czole żyłą. Wyglądał groźnie, odrobinę się bałam stać między nimi. Niebieskooki był górą mięśni, napiętych właśnie do granic możliwości. Mnie chyba by nie uderzył? Bez względu na to, jak nachalny i nieznośny się okazał, nie wyglądał na damskiego boksera, a przynajmniej miałam nadzieję, że nim nie był.— Jak mnie nazwałeś? Jesteś nic niewart i jeszcze śmiesz mnie obrażać? — Luke wypluł te słowa prosto w twarz Blaise’a, który był trochę wyższy i bardziej umięśniony. Nie bał się go obrażać? Faceci widocznie nie mają instynktu przetrwania. — Jesteś zwykłym który do tej pory był jeszcze w miarę spokojny, teraz wyglądał jak wulkan na chwilę przed wybuchem. Nosiło go i mimo że nie obchodziło mnie, czy któryś z nich ucierpi, nie chciałam, żeby Gen i Miles mieli problemy przez dwóch chłopczyków z wielkim ego, którzy nie potrafili nic załatwić bez użycia pięści. Policja nie wchodziła w rachubę.— Stary, daj spokój — Miles od razu znalazł się między kogutami gotowymi do walki. Odepchnął mnie w stronę Gen, a jego ręka trafiła na ramię czarnowłosego. Lekko odciągnął go do tyłu, z dala od drugiego chłopaka.— On nie zasługuje na twoją litość, Mil. To szumowina — głos Luke’a ociekał poczuciem wyższości nad Blaise’em i obrzydzeniem do jego osoby. Czym ten głupek aż tak zaszedł mu za skórę? Mnie też irytował, ale nie do tego stopnia, żebym chciała wstąpić z nim na wojenną ścieżkę, co w gruncie rzeczy byłoby zwykłym odwrócił się w stronę Luke’a i patrzył na niego z wściekłością. Znałam to spojrzenie. Patrzył w ten sposób na tych, którzy chcieli skrzywdzić kogoś ważnego dla niego. To trochę mnie zdziwiło. Znałam Mila pięć lat i nigdy wcześniej nie widziałam go w towarzystwie Blaise’a ani nawet o nim nie słyszałam, on jednak zachowywał się, jakby brunet był dla niego bardzo ważny, zupełnie jak Gen czy ja. Bronił go w ten sam opiekuńczy sposób.— Po pierwsze — rzucił Miles w stronę chłopaka — nie lituję się nad Blaise’em. To mój najlepszy przyjaciel i nie chcę, żeby trafił do pierdla za zabicie takiego gnojka jak ty. Po drugie — powiedział, podchodząc tak blisko Luke’a, że mógł patrzeć na niego z góry — wypierdalaj stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na przez chwilę mierzył spojrzeniem na przemian Milesa i Blaise’a, wreszcie odwrócił się i po prostu wyszedł. Może w końcu zauważył, że nie ma szans z nimi dwoma. Ba! On nie miał szans nawet z Milesem, nie mówiąc już o jego przyjacielu. Ciekawe. Blaise był najlepszym przyjacielem Mila, a ten nigdy o nim nie opowiadał. Teraz jakby nigdy nic zjawił się w domu Layne’ów i — jak mówiła Gen — mieszkał w nim. To wydawało mi się podejrzane. Uznałam, że będę musiała podpytać Mila, o co w tym wszystkim chodzi. Gdyby po prostu się przyjaźnili, brat Gen wspomniałby o nim choćby na jednym z rodzinnych obiadów, na których często bywałam, a nic takiego nie miało atmosfera znikła równie szybko, jak się pojawiła. Głównie dzięki temu, że wszyscy w pomieszczeniu byli pijani i mieli w nosie cały ten spór. Blaise jednak dalej wyglądał na wściekłego. Zrobił krok w stronę drzwi, jednak Miles złapał za tył jego koszulki.— Jak cię teraz puszczę, to wyjdziesz i go zatłuczesz? — zapytał Miles tak poważnym głosem, jaki rzadko można było u niego usłyszeć. A już na pewno nie na imprezie. No, chyba że przekonywał Sama Kolecka, żeby przestał robić striptiz na stole, przy którym jadają posiłki. Od czasu tamtego wygłupu, ilekroć siadaliśmy do obiadu, ciągle stawał mi przed oczami półnagi westchnął i rozluźnił mięśnie, które miał tak napięte, że chyba tylko cudem nie pękł na nim jego czarny t-shirt.— puścił materiał, a Blaise wyszedł, nie patrząc na nikogo, nawet na sprzeczka po pijaku tak go zdenerwowała? Musiał być strasznym cholerykiem.— Lecisz na Blaise’a — zauważyła Gen, która pojawiła się obok mnie, nawet nie wiem kiedy.— Co? Nie! Oszalałaś?— To dlaczego się tak przejęłaś? — brwi Gen niemal zniknęły w jej brązowych włosach, gdy oskarżycielsko je uniosła.— Bo… Nie interesuj patrzyła na mnie i widziałam wyraźnie głupkowaty uśmiech na jej twarzy. Stało się jasne, że moja strasznie ciekawska przyjaciółka nie da mi żyć, byłam tego bardziej niż pewna. Ona wierzyła w prawdziwą miłość i zakochiwała się w każdym chłopaku, z którym spędziła trochę więcej czasu, mówiąc, że to na pewno ten jedyny. Zawsze kończyło się to okrutnym tygodniem żałoby, podczas której zajadała się chipsami, lodami i każdym niezdrowym żarciem, jakie tylko wpadało jej w ręce. Potem wszystko wracało do normy, a moja kochana przyjaciółka szukała kolejnego bohatera swojej burzliwej historii miłosnej. Czasami zastanawiałam się, czy ona w ogóle pamięta wszystkich swoich byłych, bo ja kojarzyłam zaledwie pięciu, może sześciu ostatnich. Taka była Gen i chociaż ja byłam całkiem inna — a ten idiota Aaron był moim zaledwie drugim chłopakiem — to kochałam ją jak siostrę, której nigdy nie miałam, a o której zawsze byli dla mnie jak rodzina, odkąd tylko zamieszkałam w tej okolicy. Zwłaszcza Gen, bo jej brat studiował i rzadko bywał teraz w domu. Tęskniłyśmy za jego umoralnianiem, gdy wpadałyśmy na naprawdę głupie pomysły, co zdarzało się nam bardzo często. Czasami się zastanawiałam, jakim cudem w tym świecie pełnym morderstw, kradzieży, napaści i porwań, Gen i ja jeszcze żyłyśmy. Te wszystkie akcje, które urządzałyśmy, sprawiały, że teraz nie mogłam uwierzyć w własną bezmyślność i głupotę, ale wtedy wydawały się genialne.— Wybacz, Natie, ale lepiej będzie dla ciebie, jeśli dasz sobie z nim spokój — powiedziała przepraszającym tonem Gen.— Przecież ja wcale…— To nie jest facet dla ciebie — przerwała mi w pół zdania, a ja miałam ochotę krzyczeć, że przecież doskonale o tym wiem. Poza tym nie szukałam faceta, a gdybym chciała z kimś być, byłby to ktoś pokroju brata mojej przyjaciółki. Kogoś takiego jak Blaise nie wybrałabym jesteś; mężczyzną czy kobietą, osobą silną czy słabą, zdrową czy chorą... Wszystkie te rzeczy liczą się mniej niż to, co masz w ClareMiałam straszną ochotę zakleić usta panu Lancerowi, który nie zważając na to, że nikt go nie słuchał, rozwodził się na temat wojny secesyjnej. W poranki po nocnych eskapadach z Gen moja głowa była wyjątkowo oporna na wiedzę. Obfitujące w wypity alkohol zakończenie weekendu nie było dla nas niczym nadzwyczajnym. Niesamowity kac, który zazwyczaj odczuwałyśmy, utwierdzał mnie tylko w przekonaniu, że nie robimy nic złego. Imprezowanie ma swoje jasne i ciemne strony, ale człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja. My nie miałyśmy dużej odporności organizmu na alkohol, nie byłyśmy specami od picia i odczuwałyśmy tego skutki, więc nie byłyśmy uzależnione, co było jakimś dzwonek obwieścił koniec najnudniejszej lekcji świata, z wielką radością wyszłam z sali. Czekałam przy naszych szafkach na Gen, która miała teraz biologię dla zaawansowanych. Kiedyś myślałam o tym, żeby zapisać się na nią razem z przyjaciółką, bo nawet lubiłam słuchać o tym, jak działa ciało ludzkie i zwierzęce. Podziwiałam biologów, którzy dzięki swoim ekspertyzom potrafili pomóc policji, uwielbiałam oglądać Animal Planet i dowiadywać się nowych rzeczy o skomplikowanych procesach. Zmieniłam jednak zdanie po jednej lekcji z profesor Gallite, która nie potrafiła w zachęcający sposób prowadzić zajęć i zamiast ciekawie przedstawić to, czego miała nas nauczyć, przez całą godzinę podawała nudne pojęcia, które i tak umykały z mojej głowy równo z dzwonkiem na przerwę.— Mam jej serdecznie dość — marudziła Gen, podchodząc do mnie z opasłym, ostatnim tomem podręcznika do zaawansowanej biologii, który bardzo niedelikatnie wrzuciła do zapchanej szafki.— Rozumiem cię aż za dobrze. Przez Lancera czasami sama mam wrażenie, że jestem na wojnie.— Bo jesteś — zaśmiała się Gen. — Walczysz, żeby nie zasnąć na pasjonujących wykładach ciągle o tym szkolnym korytarzem, rozmawiając o Samie Barnesie, który wpadł w oko Gen, gdy na wczorajszej imprezie tańcząc podniósł koszulkę i pokazał swój dobrze ukształtowany brzuch. Miał dziewczynę, czego byłyśmy świadome, ale obie doskonale wiedziałyśmy, że nie na długo. Tacy jak on mieli ich sporo. Zwłaszcza na zakończenie szkoły nie miał chyba zamiaru żyć w celibacie. Na każdym kroku pokazywał to swojej dziewczynie, którą zdradzał. Przypominało mi to mojego byłego, z tą różnicą, że ja pozbyłam się Aarona z mojego życia, a Mandy nie rzuciła swojego niewiernego chłopaka. Chciał ją zostawić od dłuższego czasu i to ona mu się naprzykrzała. Zastanawiało mnie, gdzie ta dziewczyna miała swoją godność…— Wracasz z Milesem? — zapytałam.— Dziś z mamą. Miles szuka Blaise’ pytająco na swoją przyjaciółkę i zastanowiłam się, czy to jakiś żart. Co prawda brunet nie wrócił do domu Milesa i Gen po tym, jak zdenerwowany wyszedł, ale mnie poniekąd cieszyło, że jego głupie teksty nie psuły mi humoru w niedzielę i dziś rano. Teraz jednak miałam poczucie winy, bo gdy ja siedziałam sobie i w najlepsze zajadałam się ciastkami razem z przyjaciółką, on przez cały dzień był nie wiadomo gdzie, być może głodny i brudny. Zrobiło mi się go trochę żal.— Jeszcze nie wrócił?— Nie, a Mil jest strasznie poddenerwowany — Gen zerknęła na mnie i uśmiechnęła się głupio. — Jest jak ty przed okresem, tykająca bomba.— Ej, wcale nie jestem bombą — zaprzeczyłam, dając jej kuksańca w wybuchłyśmy śmiechem. Okej, byłam nerwowa, gdy zbliżał się ten magiczny czas. To chyba dość typowe dla kobiet, w końcu kto normalny cieszyłby się z tego, że już niedługo w jego bieliźnie zacznie się krwawa jatka, jak w niskich lotów horrorach.— Skoro chłopaków nie ma, a mama wróciła, chcesz wpaść do nas na obiad?Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że Gen to zaproponuje, bo uwielbiałam kuchnię jej mamy. Czasami zastanawiałam się, czy to dlatego, że tato wychował mnie na restauracyjnym jedzeniu i brakowało mi takich domowych posiłków, spożywanych przy szmerze przesuwanych talerzy, wzajemnego proszenia o podanie czegoś i rozmawiania o przeżytym dniu. W takich chwilach refleksji o wiele mocniej odczuwałam brak domowego ciepła i zazdrościłam Gen, że miała coś, o czym ja mogłam tylko marzyć. Oczami wyobraźni widziałam siebie przy dużym stole z małą wersją taty obok mnie, mamą i tatą naprzeciwko nas. Junior i ja przedrzeźnialibyśmy się, a rodzice śmialiby się i starali nas jakoś pogodzić. Byłby to najzwyklejszy, niedzielny obiad, który nie różniłby się niczym od wszystkich innych, ale właśnie tego bym chciała.— Marzę o zapiekance twojej mamy — westchnęłam, a Gen się zaśmiała.— Napiszę jej, żeby odebrała nas po szkole, a teraz lecę na się, a ja jeszcze chwilę patrzyłam na oddalającą się szybko przyjaciółkę. Brązowe loki, których jej tak bardzo zazdrościłam od czasu, gdy się poznałyśmy, podskakiwały na jej plecach. Miles też miał ten fart i swoimi krótko ostrzyżonymi na owieczkę włosami podrywał dziewczyny. Rodzeństwo było do siebie podobne. Oboje odziedziczyli po mamie zielone, jasne oczy, zadarty nos i pieprzyk pod lewym okiem nad kością policzkową. Gen miała usta po tacie, z pełniejszą dolną wargą, a jej brat miał duże usta po mamie, czego zawsze zazdrościła mu siostra, bo wyglądał trochę jakby miał je ciągle pomalowane na malinowy Głupek:Masz niesamowity tyłeczek w tych dżinsach, na widok wiadomości od Aarona i włożyłam telefon z powrotem do kieszeni. Chyba będę musiała poprosić Milesa, żeby zablokował jego numer, bo ten chłopak był niereformowalny. Nie rozumiał, co się do niego mówiło albo nie chciał przyjąć do wiadomości tego, że ja już nie zamierzałam robić z siebie idiotki, tym bardziej, że wszystko, co do niego czułam, kilku godzinach męczarni, zwłaszcza na hiszpańskim, który przyprawił mnie o ból głowy przez bełkot profesora o jakichś bezsensach, mogłam wreszcie wyjść z dusznej sali na zatłoczony korytarz. Zbliżał się koniec roku, a pogoda na zewnątrz była taka piękna, że wszyscy ledwo wytrzymywali siedząc w ławkach, słuchając nudnych lekcji. Sama świadomość bliskości piaszczystej plaży i rozbijających się o brzeg fal (zaledwie trzy mile od szkoły), przyprawiała wszystkich o nerwowy nastrój oczekiwania na dzwonek. W taki upalny dzień jak dziś na plaży będzie pełno uczniów korzystających z gorących promieni, opalających się albo surfujących na włożyłam książki do szafki, poczułam lekkie plaśnięcie dłoni na ramieniu. To Gen ponaglała mnie, żebym się pospieszyła. Mama mojej przyjaciółki zawsze parkowała na chodniku przed schodami do wejścia, w miejscu, gdzie nie wolno było tego robić i musiałyśmy bardzo się spieszyć, żeby ktoś się nie przyczepił i nie ukarał jej. Szybko zamknęłam szafkę i poszłam do wyjścia za Gen i tłumem innych uczniów. Na zewnątrz moje oczy zarejestrowały dziwny i nieprzyjemny stałym miejscu mamy Gen stała srebrna honda Milesa. Oparty o nią właściciel wyglądał na strasznie zadowolonego niemałym zainteresowaniem grupki otaczających go dziewczyn. Głównie były to pierwszo- i drugoklasistki, ale stały też nasze rówieśniczki. Starały się przypodobać chłopakowi, który za czasów, gdy chodził do tej szkoły, był prawdziwą bombą towarzyską. Wtedy miał jednak ograniczenia w postaci swojej — obecnie byłej — dziewczyny.— Pożal się Boże, lowelasy — rzuciła Gen i powoli zeszła ze schodów, a mi ścisnął się żołądek.„Znowu ten palant” — pomyślałam, zauważywszy Blaise’a. Tłumek zagorzałych idiotek stał dookoła niego, jakby czekając na autograf od gwiazdy, którą ten głupek nie był. Brunet wyglądał na wniebowziętego, gdy dziewczyny go zagadywały czy — niby przypadkiem — dotykały jego klaty albo oczami i zbiegłam ze schodów, zrównując się z Gen, która była już na samym dole i podeszła do brata.— Dlaczego mama po nas nie przyjechała? — zapytała Milesa, zwracając na siebie jego uwagę.— Dogląda szarlotki, bo stwierdziła, że jeśli ja będę jej pilnował, pójdzie z wybuchła śmiechem, a ja zachichotałam, stając za nią. Mil wyglądał na oburzonego naszą reakcją.— Nie wiem, o co wam chodzi.— Zaklepuję z przodu! — krzyknęła Gen i nie dając dojść nikomu do słowa, odepchnęła brata i wsiadła na miejsce obok tylko wzruszył ramionami i okrążył samochód, sadowiąc się za kierując się na tył. Wiedziałam, co to oznacza, i wcale mnie to nie cieszyło.— Blaise, rusz dupę, bo cię tu zostawię — krzyknął Mil. W odpowiedzi na jego słowa brunet parsknął śmiechem.— Nie gniewałbym się — odpowiedział, wskazując na zagadujące go dziewczyny i poruszając znacząco brwiami. Miles wybuchnął śmiechem, kręcąc jednocześnie głową z durnym wyrazem samce.— Właź — dodał Mil, a jego kumpel pożegnał się z fankami, wkładając do kieszeni karteczki z numerami telefonów. Czy te dziewczyny były ślepe, czy upośledzone?Otworzył drzwi hondy i ciężko opadł na tylne siedzenie obok mnie. Chwilę mu się przypatrywałam, szukając oznak tego, że szwendał się i spał na ulicy, ale niczego takiego nie dostrzegłam. Brunet, jak zawsze, wyglądał na pewnego siebie dupka z rozczochranymi włosami i lekkim zarostem. To właśnie ten zarost jako jedyny świadczył o tym, że nie było go w domu, bo inaczej chłopak zdążyłby się ogolić.— W sumie miałem być na ciebie zły, że mnie stamtąd wyciągnąłeś, ale… — zaśmiał się Blaise i zerknął na mnie, a ja udawałam, że wcale nie patrzyłam na niego. — Cześć, oczami. Moje imię było takie trudne? Jeśli już musiał do mnie mówić, to mógł, z łaski swojej, chociaż zwracać się normalnie.— Mam imię, wesoły śmiech wypełnił ciszę w samochodzie, a Gen wychyliła się ze swojego siedzenia, posyłając mi dziwną minę.— Ale musisz przyznać, że cholernie to do ciebie pasuje, mała.— A może chcesz sprawdzić, czy moja pięść będzie równie dobrze pasować do twojej twarzy, dupku?Miles parsknął śmiechem, a Gen dała mu kuksańca w ramię.— Zadziorna i agresywna. Musisz być świetna w znacząco oczy patrząc na niego, ale on nic sobie z tego nie robił. Nie zrozumiał aluzji.— Stary, wchodzisz na niebezpieczny teren — rzucił Mil, skręcając na podjazd pod ich się i obrócił do mnie i Blaise’a.— Sio mi stąd.

wszystko albo nic more pdf